Jako dowiedzieli się dziennikarze RMF FM statek pod liberyjską banderą był ponad 60 mil od wybrzeża.
Piraci podpłynęli do statku "Pomerania Sky" na dwóch motorówkach. Weszli na pokład, sterroryzowali załogę i porwali 11 osób - ośmiu Polaków, dwóch Filipińczyków i jednego Ukraińca. Marynarzom najprawdopodobniej nic się nie stało.
Do podobnej sytuacji doszło pod koniec sierpnia. Piraci napadli wówczas na szwajcarski kontener u wybrzeży Nigerii i porwali 12 osób z załogi. W ostatnich dniach wszyscy zostali jednak uwolnieni.
"Ministerstwo Spraw Zagranicznych posiada informacje o możliwym uprowadzeniu członków załogi statku Pomerenia Sky. W celu weryfikacji czy wśród załogi jednostki byli obywatele polscy, MSZ nawiązało kontakt z armatorem. Niemniej, ze względu na charakter sprawy, resort nie będzie w tej chwili udzielał dalszych informacji" - poinformowało PAP Biuro Rzecznika Prasowego MSZ.
– To klasyczne porwane dla okupu – mówi Wirtualnej Polsce kmdr Sebastian Kalitowski, ekspert ds. terroryzmu morskiego.
Jak mówi z jego informacji wynika, że piraci poza tym, że podpłynęli dwiema łodziami, porwali kapitana i oficerów. - Najgorsze za nimi, bo krytyczny jest moment wchodzenia na statek. Na szczęście nic im się nie stało. Teraz jest czas negocjowania wysokości okupu – uważa Kalitowski.
Do ataku miało dojść w sobotę nad ranem. – To częste działanie w rejonie Nigerii. Piraci porywają najwyższych członków załogi. Dzięki temu mogą uzyskać wyższy okup. W tym regionie sięga on kilkudziesięciu-kilkuset tysięcy dolarów – mówi kmdr Kalitowski.
Uspokaja, że w większości przypadków porwanym nie dzieje się krzywda i uwalniani są po wpłaceniu okupu. Porywaczom zazwyczaj zależy na tym aby wszyscy byli cali i zdrowi, bo inaczej nie uzyskają tego, o co im chodzi, czyli pieniędzy. Przetrzymywanie porwanych trwa z kolei od kilku dni do kilku tygodni. Wszystko zależy od postępów negocjacji w sprawie okupu.