"Musimy być gotowi na najgorsze, a najgorszym jest wojna" - powiedział Kouchner w wywiadzie dla francuskiego radia i telewizji. Mianowany przed paroma miesiącami szef Quai d'Orsay zaznaczył co prawda, że w sprawie Iranu należy "negocjować do samego końca", ale nie brzmiało to zbyt przekonująco. Niczym nie zmąciło jego ostrych słów, Francja dołączyła do grona "radykałów" w walce o zmuszenie Iranu do rezygnacji z programu nuklearnego.

Reklama

"Pan Kouchner w ewidentny sposób, w ostrych słowach pokazał, że polityka Paryża zmieniła się na proamerykańską" - ocenia w rozmowie z DZIENNIKIEM francuski politolog Dominique Moisi. Co więcej, w przededniu poświęconego Iranowi piątkowego szczytu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ i Niemiec, szef francuskiej dyplomacji otwarcie opowiedział się za europejskimi sankcjami wymierzonymi w szyicki reżim. "Sankcje byłyby niezależne od sankcji ONZ. Proponują to nasi przyjaciele z Niemiec" - mówił wczoraj.

Państwo ajatollahów doskonale rozumie że wraz z nastaniem ekipy Nicolasa Sarkozy'ego straciło jednego z najgłośniejszych obrońców. Pod rządami Jacques'a Chiraca Francja tradycyjnie sprzeciwiała się jakimkolwiek amerykańskim interwencjom na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Pod rządami Sarko po raz pierwszy Paryż doczekał się potępienia ze strony oficjalnej agencji prasowej Teheranu. "Nowi gospodarze Pałacu Elizejskiego próbują kopiować zachowania Białego Domu" - oskarżała agencja IRNA, zarzucając Sarkozy'emu, że "ma Amerykańską skórę". "Naród francuski nigdy nie zapomni dnia, kiedy nie-Europejczyk został jego prezydentem" - pisała w kwiecistym komentarzu.

Zmianę francuskiej polityki zauważył również Izrael, który w antyirańskim sojuszu pełni rolę największego jastrzębia. "To jasne przesłanie dla Teheranu" - mówił rzecznik tamtejszego MSZ Mark Regew. "Iran musi zrozumieć, że wspólnota międzynarodowa mówi poważnie, że jest zjednoczona i zdeterminowana" - dodał.

Reklama

Już wcześniej prognozowano, że nominacja Kouchnera - jednego z nielicznych francuskich polityków, którzy w 2003 r. poparli inwazję na Irak - całkowicie zmieni bliskowschodnią retorykę Paryża. Dawny szef Lekarzy bez Granic to niemal otwarty zwolennik Izraela, kontrastujący z dotychczasową linią Republiki, która sojuszników szukała raczej w świecie arabsko-muzułmańskim. Za przedstawiciela nowej linii uchodzi zresztą również prezydent Sarkozy. "Odkąd rozpoczęła się kampania wyborcza, wiedzieliśmy, że jednym z celów Sarkozy'ego będzie odbudowanie dobrych stosunków z Waszyngtonem" - mówi Moisi.

Irańczykom pozostają teraz jedynie dwaj sojusznicy na arenie międzynarodowej. To Rosja i Chiny, które w polityce osłabiania Stanów Zjednoczonych gotowe są sprzymierzyć się z każdym i które od lat bagatelizują irańskie zagrożenie. To one wezmą teraz na siebie ciężar bronienia reżimu Mahmuda Ahmadineżada na forach ONZ. Jeżeli jednak naciskana przez Francję i Niemcy Europa będzie mówić takim samym językiem jak Amerykanie, chińsko-rosyjski duet okaże się najzwyczajniej za słaby. Nie uchroni Iranu ani przed sankcjami, ani przed zbrojnym naciskiem.