"Choć sytuacja zmienia się z minuty na minutę, to w mojej ocenie Rosja i Ukraina są o wiele bardziej skłonne do kompromisu, niż wynika to z oficjalnych deklaracji" - mówił wczoraj DZIENNIKOWI szef MSZ Radosław Sikorski. "Pogrążona w kryzysie Rosja musi zacząć zarabiać. Lada moment gaz znowu popłynie" - twierdził z kolei jeden ze współpracowników premiera Donalda Tuska.

Reklama

A co jeżeli jednak konflikt się przedłuży? Czy Polska jest na to przygotowana? Nasi rozmówcy w rządzie zapewniają, że taka opcja jak w Bułgarii, gdzie zaczyna już brakować energii do ogrzewania domów, nie istnieje.

DZIENNIK policzył. Polska gospodarka zużywa około 45 mln m sześc. gazu na dobę, w czasie mrozów zużycie rośnie - w ostatnich dniach do około 55 mln m sześc. Źródła dostaw są trzy: mniej więcej jedna trzecia gazu dociera do nas przez Ukrainę, jedna trzecia przez Białoruś, a reszta pochodzi z własnego wydobycia. Obecny problem z gazem dotyczy zatem około 30 proc. dostaw. "Pozostałe państwa środkowoeuropejskie i bałkańskie są w pełni uzależnione od przesyłu rosyjskiego gazu przez Ukrainę. My możemy w części kompensować zamknięcie tego szlaku zwiększonym tranzytem przez Białoruś" - mówi wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) Adam Eberhardt.

Część braków można uzupełnić z własnych rezerw. Polska ma 1,3 mld m sześc. - nawet gdyby do kraju przestał docierać jakikolwiek gaz, starczyłoby go nam jeszcze na 25 - 30 dni. Ponieważ brakuje zaledwie części surowca, rezerw starczy na prawie trzy miesiące. A do tego czasu ukraińsko-rosyjski konflikt powinien się skończyć jak wszystkie dotychczasowe kulawym kompromisem.

Reklama

Zimno w domach nam więc nie grozi. "Bo ponad 90 proc. ciepła produkowanego w Polsce powstaje przy użyciu węgla kamiennego" - mówi prezes Izby Gospodarczej "Ciepłownictwo Polskie" Jacek Szymczak. Dla tych, którzy ogrzewają się gazem, surowca nie zabraknie.

A co z przemysłem? PKN Orlen, któremu wczoraj ograniczono dostawy, wyjdzie pewnie obronną ręką, spalając własne paliwa. W gorszej sytuacji mogą być zakłady chemiczne, jak puławskie Zakłady Azotowe, którym grozi ograniczenie produkcji.

Rząd nie tyle się więc martwi kryzysem, ile tym, jak nie dopuścić do jego powtórki w przyszłości. Pierwszym scenariuszem jest powrót do negocjacji o dostawach gazu norweskiego, drugim budowa terminalu morskiego na gaz skroplony. Zdaniem ekspertów oba mają wady. "Wymagają sporych inwestycji, ale przede wszystkim wymuszają zakontraktowanie kolejnych dostaw gazu" - mówi Adam Eberhardt.

Jego zdaniem najlepszym gwarantem bezpieczeństwa byłoby stworzenie europejskiego rynku gazu. "W awaryjnej sytuacji kupowalibyśmy wówczas gaz tak, jak kupuje się ropę" - mówi. Podkreśla jednak, że najpierw trzeba przełamać opór wielkich koncernów energetycznych.