"Socjalistyczny reżim na granicy, który utrudniał kontakty ludziom po obu stronach Odry i Nysy należy od 30 lat do przeszłości. Nieistniejące w 1989 roku mosty zostały odbudowane. Nie ma już korków na granicy. Nic jednak nie wskazuje na to, że zaciekawienie (...) Niemców polskimi sąsiadami po transformacji wzrosło" - ubolewa czołowy publicysta lewicowo-liberalnego dziennika Christoph von Marschall dodając, że zwycięstwo PiS przed czterema laty spowodowało, że do braku zainteresowania doszło jeszcze zaniepokojenie.

Reklama

"Jak to wyjaśnić? Dlaczego podstawowe nastroje polityczne w Niemczech i Polsce są rozbieżne? Dlaczego rosną różnice zdań w wielu kwestiach politycznych, od migracji, przez politykę energetyczną i gazociąg Nord Stream 2, po prezydenta Trumpa i Rosję? Dlaczego wielu Polaków nie podziela obaw UE, że polityka medialna PiS zagraża wolności mediów i niezależności sądów? I dlaczego żądania reparacji od Niemców są tak popularne 74 lata po zakończeniu wojny?" - pyta berlińska gazeta.

Umowne centrum w spektrum partii niemieckich przesunęło się za kanclerz Angeli Merkel w lewo - tłumaczy "Tagesspiegel". Jako przewodnicząca CDU pozycjonowała ona swoją partię jako bardziej socjaldemokratyczną i ekologiczną. Doprowadziło to do osłabienia SPD, ale po prawej stronie pojawiło się miejsce dla narodowo-konserwatywnej AfD.

"W Polsce tymczasem oś symbolizująca centrum (sceny politycznej) w ostatnich latach przesunęła się w prawo. Co więcej, Europie Zachodniej wiele osób uważa za naturalne, że młodzi ludzie myślą w sposób progresywny - w Polsce tak nie jest. Młode pokolenie czuje się konserwatywne. Rodzina, Kościół, naród, tradycja i bezpieczeństwo są dla niego ważne. Dwie trzecie wyborców w wieku od 18 do 29 lat głosuje na partie z prawej strony" - przytacza dane von Marschall.

Efektem są konkretne rozbieżności w wielu zagadnieniach politycznych: większość Niemców gardzi Trumpem, podczas gdy wielu Polaków uważa go za dobrego prezydenta. Wysłał on nad Wisłę żołnierzy amerykańskich, których obiecał Obama.

Wielu Polaków chce pomagać uchodźcom wojennym, takim jak ci z Ukrainy czy Gruzji. "Ale dlaczego Niemcy musiały zapraszać setki tysięcy muzułmanów, których z polskiego punktu widzenia trudno jest zintegrować z chrześcijańskimi społeczeństwami i jeszcze próbowały wymusić taką postawę na partnerach w UE? Wielu Niemców widzi przyszłość UE w głębszej integracji. Polacy są zadowoleni, że odzyskali niepodległość po dziesięcioleciach obcych rządów i nie widzą powodu, by rezygnować z suwerenności na rzecz Brukseli" - wylicza dalej von Marschall.

Jego zdaniem, podstawowe pytanie powinno brzmieć: Dlaczego Niemcy nie zauważyli rodzących się rozbieżności?

Reklama

"Przecież jest wystarczająco okazji rozmów. Jeśli po polskiej stronie granicy, to po niemieckiej. Polacy to druga co do wielkości grupa obcokrajowców w Niemczech (860 tys.), po obywatelach Turcji. Liczby te odnoszą się do osób, które nie mają niemieckiego paszportu. Jeśli doda się ludzi z podwójnym obywatelstwem i Niemców polskiego pochodzenia, to będzie to znacznie więcej" - ocenia komentator.

Wyjaśnia, że Polacy nie narzucają się Niemcom, jako ambasadorowie swego kraju. Są prawie niezauważalni: nie puszczają głośnej muzyki z samochodów i mieszkań; po zdobyciu trzeciego miejsca na siatkarskich mistrzostwach świata nie jeżdżą po mieście z polskimi flagami; nagrodę Nobla w dziedzinie literatury dla Olgi Tokarczuk, szóstą dla autorów z Polski, świętują w niewidzialny sposób - pisze von Marschall.

"Są uważani za pracowitych i towarzyskich. Są też lepiej wykształceni i lepiej zintegrowani niż inni imigranci. Potwierdzają to badania. Nie chcą przyciągać uwagi jako obcokrajowcy. Dopasowują się. Pasują do. Dopiero po kilku latach, kiedy czują się zaakceptowani wracają do polskiej kultury i wysyłają swoje dzieci na lekcje języka polskiego" - zauważa "Tagesspiegel".

Mimo postępów w budowaniu demokratycznego i otwartego społeczeństwa, które chce przezwyciężyć stare uprzedzenia i pomimo wstydu za zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej, wielu Niemców spogląda z postkolonialną wyższością na swoich sąsiadów ze Wschodu - ubolewa publicysta i zwraca uwagę, że Rosja zajmuje dużo więcej miejsca w sercach wielu Niemców niż Polska.

"Polska jest ósmym największym partnerem handlowym Niemiec i zdecydowanie najważniejszym na Wschodzie: nasza wymiana handlowa warta jest 63,4 miliarda euro - dwa i pół razy więcej niż z Rosją. Dzięki zintegrowanym łańcuchom produkcji, które stale rosną od momentu przystąpienia do UE w 2004 r., Polska i inni partnerzy na Wschodzie odgrywają kluczową rolę w sukcesie niemieckiego przemysłu eksportowego. To wspólny sukces gospodarczy. Polska, zajmująca pod względem liczby ludności (38,5 miliona) szóste miejsce w UE, jest naturalnym partnerem w przywództwie" - zauważa von Marschall.

"W 1989 r. rozpoczęła się pokojowa transformacja w Polsce. Trzydzieści lat później (nasze) relacje są trudne. Nie powinno to jednak zniechęcać do okazania Polsce wdzięczności 9 listopada (rocznica upadku Muru Berlińskiego), uznania wspólnych osiągnięć i wyjaśnienia obywatelom ich wspólnych interesów. Zwłaszcza po wyborach. Rząd federalny będzie miał jeszcze kilka lat do czynienia z rządem PiS. Obrażanie się na sąsiada nic nie daje" - puentuje gazeta.