Przepisy dotyczące Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego zostały wprowadzone przez rządzących jako część pakietu dotyczącego reformy polskiego sądownictwa. Sprawą zajął się TSUE, bo Sąd Najwyższy wystosował do niego pytanie, czy utworzona od podstaw Izba Dyscyplinarna jest sądem niezależnym i niezawisłym, biorąc pod uwagę, że jej sędziowie zostali wybrani przez Krajową Radę Sądownictwa (KRS), która nie daje rękojmi niezależności od władzy ustawodawczej i wykonawczej.

Reklama

W czerwcu rzecznik generalny Trybunału w niewiążącej opinii wskazał, że Izba Dyscyplinarna nie spełnia wymogów niezawisłości sędziowskiej, a w sposobie powoływania KRS istnieją "nieprawidłowości, które mogą zagrozić jej niezależności od organów ustawodawczych i wykonawczych".

Co więcej, zdaniem rzecznika należy przestać stosować przepisy dotyczące Izby Dyscyplinarnej, co w praktyce - jeśli takie stanowisko zajmie również TSUE - oznacza, że powinna ona przestać istnieć. By zapewnić skuteczną ochronę sądową, ciało to miałoby zostać zastąpione przez inną izbę Sądu Najwyższego. Teoretycznie mogłaby to być np. Izba Pracy czy Izba Karna Sądu Najwyższego, które istniały jeszcze przed zmianami wprowadzonymi przez PiS.

Samo orzeczenie TSUE będzie miało konsekwencje i dla rządzących, bo niewykluczona będzie konieczność zmiany przepisów, jak i dla Sądu Najwyższego. Instytucja ta może zdecydować (jak to już miało miejsce wcześniej), że nie czeka na zmianę prawa, tylko stosuje wyrok Trybunału bezpośrednio.

- Mogą być bardzo różne scenariusze, nie jesteśmy ich w stanie przewidzieć. Bierzemy je pod uwagę. Może być tak, że to orzeczenie wpłynie na działalność różnych organów w państwie, i ustawodawczych, i KRS, ale także na sądy, w tym na Sąd Najwyższy. Być może będzie konieczność podjęcia decyzji w trybie natychmiastowym albo pilnym - powiedział w poniedziałek PAP rzecznik Sądu Najwyższego Michał Laskowski.

Premier Mateusz Morawiecki powiedział w minionym tygodniu w wywiadzie dla PAP, że Unia ma obowiązek szanować różnorodne systemy i tradycje prawne poszczególnych państw.

Faktycznie w UE nie ma jednolitego wzorca dla rad sądownictwa i w krajach członkowskich są modele, w których sędziów wybierają politycy.

- Wyrok może mieć potencjalnie ogromne konsekwencje nie tylko dla polskiego systemu prawnego, ale dla bardzo wielu państw członkowskich. Jeżeli Trybunał w Luksemburgu zacznie dyktować poszczególnym krajom zasady organizacji sądownictwa, może się okazać, że tych rygorystycznych kryteriów nie spełnia większość państw Unii - podkreślił Morawiecki.

Rzecznik TSUE Ewgeni Tanczew przyznał w czerwcowej opinii, że nie istnieje jeden model, jaki powinien obowiązywać przy utworzeniu rady sądownictwa, pod warunkiem, że jej skład gwarantuje jej niezależność i skuteczne działanie. Zaznaczył, że przepisy dotyczące systemu środków dyscyplinarnych dla sędziów są ważnymi elementami gwarancji niezawisłości sędziowskiej w ramach prawa Unii, a istnienie niezależnego organu "w kontekście systemu środków dyscyplinarnych stanowi część tych gwarancji".

Reklama

Dlatego też - jego zdaniem - nawet jeśli organ, któremu powierzono zadanie przeprowadzania naboru sędziów, taki jak KRS, sam nie pełni funkcji sądu, zasady dotyczące między innymi jego składu i funkcjonowania mogą zostać uwzględnione w ocenie, czy zgodnie z prawem Unii sąd krajowy zapewnia wystarczające gwarancje niezawisłości.

Premier zapowiedział, że Polska wykona każdy wyrok, "który będzie zgodny z Traktatami i Konstytucją RP". Przypomniał w tym kontekście, że niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że TSUE nie ma nieograniczonej władzy i że w niektórych przypadkach wydawane przez niego wyroki mogą wykraczać poza jego kompetencje. Morawiecki podkreślił, że także w Polsce Trybunał Konstytucyjny jest sądem, który w zasadniczych, ustrojowych sprawach państwa zawsze ma ostatnie słowo.