Rozpoczynając rządy, Emmanuel Macron ostro krytykował agresywną politykę Rosji, zwłaszcza podejmowane przez Kreml próby destabilizowania UE. Jednak im bardziej wprowadzane przez francuskiego prezydenta reformy okazują się bezowocne, tym szybciej jego opinia o Władimirze Putinie łagodnieje. Paryż nie umie się pogodzić z coraz bardziej dwubiegunowym światem, zdominowanym przez USA i Chiny. Jeszcze gorzej znosi stopniową utratę znaczenia w Unii. Ledwie trzy dekady temu do niego należało ostatnie słowo w kwestiach politycznych, dziś dominującej pozycji Niemiec nic już nie równoważy (zwłaszcza po brexicie).
W tej sytuacji Macron szuka sojusznika. Wywiad udzielony tygodnikowi „The Economist”, w którym padło głośne zdanie o „śmierci mózgowej NATO”, wskazuje, że z coraz większym zainteresowaniem spogląda na Rosję, postulując wybaczenie Putinowi agresji na Gruzję i Ukrainę oraz aneksji Krymu. W zamian za to Kreml miałby się zgodzić na pokojową współpracę z UE (czyli Francją) na partnerskich zasadach.
Propozycja Macrona jest cynicznie pragmatyczna. Zarówno V Republika, jak i putinowska Rosja to mocarstwa w schyłkowej fazie, niemające samodzielnie szans ograniczania ekspansji Chin oraz zminimalizowania wpływów Stanów Zjednoczonych. Nawet w relacjach z Berlinem przydałoby się Paryżowi jakieś wsparcie. Interes jest więc obopólny, a jedyną niewiadomą pozostaje kwestia, czy Władimir Putin potrafi partnersko i uczciwie współpracować z kimkolwiek. Jeśli tak, to możemy być świadkami ponownego rozkwitu starej miłości.
Reklama

Uprzedzenia i interesy

Gdy w 1884 r. rosyjski minister spraw zagranicznych Mikołaj von Giers bawił w Berlinie, Herbert von Bismarck zapytał go o krążące plotki na temat zbliżenia Petersburga z Paryżem. „Byłoby samobójstwem wiązać się z taką zgrają kanalii jak Grévy, Floquet, Clemenceau. Nie można się sprzymierzać ze zgnilizną” – odparł synowi kanclerza von Giers.
Dla cara, jego dworu i politycznych elit Francja była źródłem wszelkiego zła, bo tam narodziły się idee rewolucyjne. Tam w imię wolności oraz równości ścięto króla i wyrżnięto sporą część arystokracji. A o tym samym marzyli walczący z samodzierżawiem rosyjscy wywrotowcy. Dlatego od czasów zburzenia Bastylii Rosja była jednym z najgroźniejszych wrogów Francji. Niezależnie od tego, czy była republiką, cesarstwem, czy też po raz kolejny monarchią.
Jednak pod koniec XIX w. oba mocarstwa słabły. Wielkie zacofanie Imperium obnażyła w 1856 r. klęska w wojnie krymskiej. Z kolei Francja w 1870 r. została rozgromiona przez Prusy. A kanclerz Otto von Bismarck zadbał o to, by znalazła się w izolacji. Żelazny Kanclerz po zjednoczeniu Niemiec zawiązał sojusz z Austro-Węgrami oraz Włochami. Podtrzymywał tradycyjną przyjaźń między rządzącym Rosją rodem Romanowów a dynastią Hohenzollernów. Zważywszy na to, że Wielka Brytania nie zamierzała się trwale wiązać z żadnym kontynentalnym mocarstwem, III Republika została skazana na samotność.

Francuscy republikanie nigdy nie darzyli Rosji zbyt wielką atencją. Państwo to kojarzyło się im z zacofaniem, nieograniczoną władzą monarchy i przywilejami dla arystokracji – reprezentowało wszystko, co zaciekle u siebie zwalczali. Ale była jedna rzecz, która niwelowała uprzedzenia: możność zrewanżowania się Niemcom za upokorzenia doznane w latach 1870–1871.