Sturgeon, zachęcona dobrym wynikiem swojej Szkockiej Partii Narodowej (SNP) w przeprowadzonych 12 grudnia wyborach do Izby Gmin, domaga się od rządu w Londynie zgody na przeprowadzenie jeszcze jednego referendum niepodległościowego w Szkocji. Johnson odmawia, argumentując, że poprzednie odbyło się zaledwie pięć lat temu. Ale jego „nie” nie kończy sprawy i kwestia ta będzie z pewnością głównym punktem spornym w brytyjskiej polityce w 2020 r.
Biorąc pod uwagę nieskrywaną niechęć Sturgeon do Partii Konserwatywnej pewnym zaskoczeniem może być fakt, że do zajęcia się polityką zainspirowała ją najwybitniejsza kobieta-polityk w dziejach tego ugrupowania, ówczesna premier Margaret Thatcher. Zainspirowała ją jednak nie jako wzór do naśladowania. Thatcher była premierem, gospodarka nie była w świetnej kondycji, wielu ludzi wokół mnie miało w perspektywie życie lub najbliższą przyszłość na bezrobociu i myślę, że z pewnością to dało mi silne poczucie sprawiedliwości społecznej i, na tym etapie, silne poczucie, iż to źle, że Szkocja jest rządzona przez rząd torysów, którego nie wybraliśm” – wspominała Sturgeon kilka lat temu w rozmowie z BBC.
Sturgeon – córka pielęgniarki i elektryka – uznała, że skoro dominująca w Szkocji Partia Pracy i tak nie zapewnia ochrony przed gospodarczymi reformami Thatcher, to lepiej zrezygnować z półśrodków i w wieku 16 lat zapisała się do opowiadającej się za niepodległością SNP. Ponieważ partia ta znajdowała się wówczas na politycznym marginesie, Sturgeon dzieliła działalność polityczną ze studiami prawniczymi, a potem z pracą jako prawniczka. Dwukrotnie – w 1992 i 1997 r. – bez powodzenia startowała w wyborach do Izby Gmin.
Sytuacja zmieniła się w 1999 r. wraz z wyborami do nowo utworzonego szkockiego parlamentu – SNP została w nim oficjalną opozycją, a Sturgeon w kolejnych gabinetach cieni odpowiadała za edukację, zdrowie i sprawiedliwość. W 2004 r. została wiceprzewodniczącą partii u boku powracającego na funkcję lidera Alexa Salmonda, a ponieważ ten zasiadał wówczas w Izbie Gmin, to Sturgeon była szefową frakcji SNP w szkockim parlamencie, co zwiększyło jej rozpoznawalność. Duet Salmond-Sturgeon poprowadził SNP do historycznego, pierwszego zwycięstwa w wyborach do szkockiego parlamentu w 2007 r. Sturgeon została zastępczynią szefa rządu i ministrem zdrowia. W tej drugiej roli zyskała uznanie za zatrzymanie zamykania ze względów oszczędnościowych oddziałów ratunkowych w szpitalach, zniesienie opłat za lekarstwa wydawane na receptę oraz skuteczną walkę ze świńską grypą.
W 2011 r. SNP wygrała następne wybory do szkockiego parlamentu, w odróżnieniu od poprzednich zdobywając także bezwzględną większość. Po tych wyborach do obowiązków Sturgeon doszło nadzorowanie kampanii na rzecz niepodległości w referendum, na które zgodził się rząd Davida Camerona.
Mniej więcej w tym czasie rozpoczął się też proces transformacji Sturgeon, która uchodziła za osobę bardzo skoncentrowaną na polityce, dość oschłą i twardą w sposobie bycia, niezbyt przejmującą się publicznym wizerunkiem i niedopuszczającą mediów do życia prywatnego. „Projekt Nicola”, jak został on nazwany w brytyjskich mediach, przyniósł widoczną zmianę – Sturgeon stała się bardziej zadbana, bardziej otwarta, rozmawiając z mediami np. o ubraniach i butach czy podziale obowiązków domowych.
Nie uratowało to jednak wyniku referendum, które jak sama Sturgeon przekonywała będzie jedyną szansą w tym pokoleniu – jesienią 2014 r. Szkoci stosunkiem głosów 55,3:44,7 opowiedzieli się za pozostaniem w składzie Zjednoczonego Królestwa. Następnego dnia po ogłoszeniu wyników Salmond zapowiedział rezygnację. Sturgeon nie mając żadnej konkurencji przejęła funkcję szefowej szkockiego rządu oraz liderki SNP.
Poprowadziła partię do najlepszego w historii wyniku w wyborach do Izby Gmin w 2015 r. (SNP zdobyła 56 z 59 przypadających na Szkocję mandatów) i kolejnej wygranej w wyborach do szkockiego parlamentu w 2016 r., ale choć z planów niepodległości nie zrezygnowała, postrzegała ją raczej w kategoriach długoterminowego celu, do którego trzeba będzie stopniowo dochodzić. Tę strategię jednak zupełnie zmieniło referendum z czerwca 2016 r., w którym mieszkańcy Wielkiej Brytanii opowiedzieli się za wyjściem z Unii Europejskiej. Ponieważ w Szkocji wyraźna większość głosujących zagłosowała za pozostaniem, dało to Sturgeon argument, że brexit jest znaczącą zmianą okoliczności, co uzasadnia przeprowadzenie nowego plebiscytu.
Sturgeon, której bardziej radykalni zwolennicy niepodległości zarzucali zbytnią zachowawczość, zaczęła mówić o nowym referendum na każdym kroku. To z kolei dało jej przeciwnikom argument, że zajmuje się referendum, na które Londyn nie wyraża zgody, zamiast sprawami społecznymi. Ostrzeżeniem, że forsowanie sprawy niepodległości zbyt szybko może przynieść odwrotny skutek, były wybory do Izby Gmin z czerwca 2016 r., które SNP w Szkocji wygrała, ale tracąc sporo mandatów - także na rzecz konserwatystów.
Tamte wybory w dłuższej perspektywie zadziałały jednak na korzyść SNP – przedłużający się pat w parlamencie wokół wyjścia z UE, a następnie przejęcie w lipcu tego urzędu premiera przez Borisa Johnsona – który był kluczową postacią opowiadającą się za brexitem i mimowolnie stał się ucieleśnieniem angielskiego nacjonalizmu – pozwoliły Sturgeon mówić, iż niepodległość jest jedyną szansą dla Szkocji na uwolnienie się od „chaosu brexitu, torysów i Johnsona’. W wyborach z 12 grudnia SNP zdobyła 48 na 59 szkockich mandatów, co jej zdaniem daje mandat do przeprowadzenia nowego referendum. Pomija to, że na SNP głosowało 45 proc. wyborców, tylko o dwa punkty proc. więcej niż na partie opowiadające się przeciw niepodległości.
Gdyby nowe referendum miało się odbyć teraz, jego wynik byłby trudny do przewidzenia i na pewno Sturgeon nie mogłaby być pewna zwycięstwa. Być może ona sama wolałaby, aby odbyło się ono za kilka lat. Tym niemniej obecnie nie ma innego wyjścia niż podbijać stawkę. Im więcej będzie się domagała referendum, im częściej będzie zmuszała Johnsona do odmawiania zgody, tym więcej osób w Szkocji przekona, że Londyn nie liczy się z ich zdaniem.
Nie przypadkiem konserwatywny tabloid „Daily Mail” już cztery lata temu – ze względu na secesjonistyczny program Sturgeon – określił ją mianem „najniebezpieczniejszej kobiety Wielkiej Brytanii’.