Rosjanie mieli nadzieję, że uda im się zapewnić warunki dla dalszego uzależnienia Unii od dostaw gazu i ropy w nowej, dwustronnej umowie strategicznej. Wczoraj prezydent Dimitrij Miedwiediew oficjalnie rozpoczął rokowania w tej sprawie z szefem Komisji Europejskiej Jose Manuelem Barroso. "Potrzebujemy poważnego porozumienia, choć takiego, które nie będzie przeciążone zbędnymi szczegółami" - powtarzał. Jednak Unia Unia widzi sprawy inaczej. Chce, aby dokument nakładał możliwie precyzyjne zobowiązania na Rosję. "Musimy zbudować kręgosłup, na którym będą oparte nasze stosunki" - zapewnia komisarz ds. zagranicznych UE Benita Ferrero-Waldner.
Ton spotkaniu nadała zapowiedź Francji, że głównym celem rozpoczynającego się 1 lipca przewodnictwa Paryża w Unii będzie pakt energetyczny. Już w listopadzie przywódcy Wspólnoty mają uzgodnić umowę, która zobowiąże "27” do przyjścia z pomocą temu krajowi, któremu odcięto dostawy gazu lub ropy. Choć w projekcie paktu Rosja nie jest wymieniona z nazwy, wiadomo, że chodzi przede wszystkim o zabezpieczenie się przed działaniem Kremla. Już teraz aż 1/4 zapotrzebowania Unii na gaz pokrywa nasz wschodni sąsiad. Bruksela obawia się, że Rosjanie nadal będą używać dostaw gazu jako politycznej karty przetargowej, jak to robili wobec Ukrainy i Białorusi.
Mimo nacisków Rosji, Bruksela absolutnie nie zgadza się także, aby Gazprom i inne rosyjskie koncerny miały prawo wykupu gazociągów i linii przesyłowych na terenie Wspólnoty. Projekt stosownej dyrektywy jest już w Parlamencie Europejskim. A to wywołuje wściekłość Rosjan. "To jest niesprawiedliwa dyskryminacja naszych inwestycji" - żalił się doradca rosyjskiego prezydenta Sergiej Prichodko.
Unia chce tymczasem, aby w nowej umowie strategicznej precyzyjnie wpisać zabezpieczenia dla unijnych koncernów inwestujących w Rosji w wydobycie gazu i ropy. Więcej: Bruksela stara się, aby europejskie firmy mogły korzystać na równych prawach z gazociągów na terenie Rosji. – To jest kluczowa sprawa dla naszych przedsiębiorstw. One muszą mieć równe warunki konkurowania w Rosji, muszą mieć zabezpieczenia, jakie daje kraj oparty na rządach prawa – przekonywała Ferrero -Waldner.
Dla europejskich dyplomatów nie może też być mowy o postępie w negocjacjach z Kremlem, dopóki Moskwa wreszcie nie spełni warunków przystąpienia do Światowej Organizacji Handlu (WTO), takich jak urealnienie cen energii w samej Rosji czy zniesienie utrudnień dla przelotów nad Syberią liniom lotniczym. "Od lat w tych sprawach boksujemy w miejscu. A przecież Rosjanie mogliby te problemy rozwiązać w ciągu 15 minut. Nie robią tego jednak, bo oligarchowie są w tej sprawie podzieleni: jedni stawiają na wolny rynek, ale inni boją się konkurencji" - tłumaczy DZIENNIKOWI urzędnik Komisji Europejskiej. Przystąpienie do WTO to warunek, aby Unia rozpoczęła rozmowy z Rosją o wolnym handlu. Obie strony potencjalnie mogłyby na tym sporo zyskać: dla Europy Moskwa to trzeci partner handlowy a Rosjanie aż połowę eksportu kierują do państw Wspólnoty.
Rosyjsko-unijny szczyt gospodarze zorganizowali w wyjątkowym miejscu. Chanty-Mansyjsk to stolica regionu, skąd pochodzi blisko 60 proc. wydobycia ropy w Rosji. W środku syberyjskich pustkowi rozwija się miasto, gdzie jak grzyby po deszczu stają szklane wierzowce, ulicami jeżdżą drogie samochody, dźwigi wznoszą ultranowoczesne centra handlowe i w przeciwieństwie do reszty kraju liczba mieszkańców szybko rośnie. Przyjmując wczoraj na uroczystej kolacji przywódców Unii, Dimitrj Miedwiediew chciał pokazać, jak wielką potęgą staje się jego kraj dzięki rekordowym cenom nośników energii. I onieśmielając swoich rozmówców, skłonić ich do ustępstw. Wszystko wskazuje jednak na to, że się nie udało.
p
Zaopatrzenie Unii w gaz
Unia Europejska w ostatnich latach uparcie poszukuje nowych dostawców gazu. Europejczycy nie chcą już dłużej być zdani na łaskę lub niełaskę rosyjskiego monopolisty. Rosja posiadająca na Syberii jedną trzecią światowych złóż gazu na planecie jest wciąż największym eksporterem gazu do Europy, jednak coraz większy udział w unijnym rynku energetycznym zdobywają kraje Afryki Północnej i Norwegia.
Ze względu na niewielkie złoża gazu w Europie większość zużywanego na kontynencie płynnego surowca musi być importowana. Wspólnota jest obecnie największym importerem gazu na świecie - sprowadza równowartość 60 proc. zużycia. Rurociągami o długości kilku tysięcy kilometrów Rosja zaopatruje Unię w płynny surowiec prosto z Syberii. Największymi odbiorcami rosyjskiego gazu są Niemcy, Ukraina i Włochy. Lwia część eksportu płynie przez gazociąg Braterstwo. Przez Gazociąg Jamalski, który przecina terytorium Polski, przechodzi tylko nieco ponad 16 proc. rosyjskiego gazu. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej importują także gaz wydobywany przez rosyjskie lub pozostające pod rosyjską kontrolą firmy z krajów basenu Morza Kaspijskiego - Kazachstanu, Azerbejdżanu i Turkmenistanu. Dla wszystkich krajów europejskich dywersyfikacja dostawców gazu ma kluczowe znaczenie. Nikt nie chce bowiem paść ofiarą rosyjskiej "broni gazowej”, czyli wstrzymywania dostaw, które mogą grozić paraliżem gospodarki i kryzysem energetycznym. Jedyne państwa Wspólnoty z własnymi zasobami gazu to Wielka Brytania i Holandia eksploatujące złoża na Morzu Północnym. Są one jednak na wyczerpaniu. Dlatego w ostatnich latach wzrósł znacznie import gazu z Algierii i Libii. Według ekspertów w 2015 r. Unia będzie kupować u swych arabskich sąsiadów aż 100 mld metrów sześciennych gazu rocznie.
p
Andrzej Talaga*: Musimy mówić jednym głosem
Unia ma z Rosją niemało spraw do załatwienia, najważniejsze są jednak dostawy energii. Europa potrzebuje ich, ale i Rosja uzależniła się od eksportu gazu. Dla nas istotne jest, by zarówno na szczycie, jak i po nim Stary Kontynent przemawiał jednym głosem. Razem jesteśmy dużo silniejsi od Rosji.
Moskwa musi mieć w nas jednego partnera, który wypracowuje wspólne stanowisko, a dopiero potem konfrontuje je z propozycjami Rosji. Wiele wskazuje, że tak będzie. Niemała w tym zasługa Polski, która konsekwentnie uczulała Europę na wykorzystywanie przez Moskwę surowców jako źródła nacisku politycznego. W przeszłości na rosyjski lep dały się skusić, między innymi: Niemcy, Francja, Węgry, Grecja, Słowacja i Austria. Zapewne nie przekonamy ich do końca do naszych racji, ale możemy konsekwentnie podnosić zasadę solidarności i wspólnego bezpieczeństwa energetycznego. Nasze podstawowe interesy będą wówczas uwzględnione.
Unia i Rosja nie są skazane na konflikt energetyczny. Nie jest nawet tak, iż Polska musi wiecznie toczyć boje z Rosją, która jest przecież pewnym i rzetelnym dostawcą gazu na nasz rynek. Możemy jednak wyciszyć nasze obawy dopiero wtedy, gdy Wspólnota wypracuje jednolitą politykę bezpieczeństwa energetycznego, uwzględni ona oczywiście dostawy rosyjskie, ale także alternatywne źródła zaopatrzenia. Tylko wówczas będziemy bezpieczni.
*Andrzej Talaga - zastępca redaktora naczelnego DZIENNIKA
p
Władimir Żarichin*: Porozumienia nie będzie
Na szczycie w Chanty-Mansyjsku Unia Europejska po raz pierwszy występuje w energetycznych negocjacjach z Rosją jako monolit, co stanowi niewątpliwą zasługę przede wszystkim państw takich jak Litwa czy Polska.
Wydaje się, że byłe radzieckie satelity zdołały przekonać pozostałych członków Wspólnoty, że gaz, to nie tylko biznes, ale i polityka, a przykre historyczne doświadczenia nakazują daleko posuniętą ostrożność w relacjach z Kremlem. Sama Moskwa nadal uważa jednak, że ta nowa unijna jednomyślność to tylko pozory, za którymi kryją się - tak jak dawniej - rozbieżne, partykularne interesy poszczególnych państw. I oczywiście będzie próbowała je wykorzystać.
Dlatego też nie wydaje mi się, by na Syberii zawarto porozumienie, w myśl którego Rosjanie dostają udziały w europejskich sieciach przesyłowych, a firmy z Unii kupują rosyjskie złoża. Kreml wciąż liczy, że zdoła wynegocjować lepsze umowy dwustronne z poszczególnymi krajami Unii. Poza tym zarówno sieci przesyłowe, jak i złoża mają - nie tylko dla Rosji, ale wszystkich państw - strategiczne znaczenie. Kreml nie dopuści do tak ważnej sfery jakim są udziały w złożach firm z Unii, choćby dlatego, że większość jej członków, to także członkowie NATO.
* Władimir Żarichin - ekspert do spraw energetyki z moskiewskiego Instytutu Państw WNP