W zeszłym tygodniu precedens stworzyła Hiszpania, przekonując pozostałe stolice UE do zniesienia sankcji wobec Kuby. Argumentowała, że taki ruch pomoże "rozmiękczyć" reżim Castro. Tym tropem chce teraz pójść polska dyplomacja. Już 11 lipca do Brześcia jedzie wiceminister spraw wewnętrznych Piort Stachańczyk. To pierwsza od lat wizyta na Białorusi tak wysokiego rangą przedstawiciela naszego rządu.

Reklama

"Długo przeważała opinia, że z reżimem Łukaszenki nie należy kontaktować się wcale. Ale my uważamy, że o tym, co ma ułatwić współpracę między ludźmi i przedsiębiorcami, trzeba z Białorusinami rozmawiać" - tłumaczy DZIENNIKOWI Stachańczyk. Jego zdaniem do końca roku między Warszawą a Mińskiem może dojść do podpisania umowy o małym ruchu granicznym, dzięki której Białorusini mieszkający w strefie 30 km od naszej granicy mogliby swobodnie przyjeżdżać do Polski. Rozmowy w Brześciu mają też doprowadzić do otwarcia nowych przejść granicznych i usprawnić ruch na już istniejących. Niezależnie od tego między stolicami UE trwają konsultacje w sprawie obniżenia już za parę tygodni ceny wiz do Unii dla Białorusinów z 60 do 35 euro.

Także w lipcu przedstawiciele naszego rządu będą rozmawiać z Komisją Europejską o wdrożeniu programu Wschodniego Partnerstwa. Ogólny dokument, który w minionym tygodniu zatwierdzili przywódcy UE, ma objąć m.in. Białoruś, choć na razie przez kontakty na "szczeblu eksperckim". "Chcemy, aby w ramach tego programu Unia podjęła na Białorusi wiele projektów rozwoju infrastruktury transportowej, przejść granicznych, oczyszczalni ścieków czy usprawnienia pracy białoruskiej administracji. Ich wartość może osiągnąć nawet kilkaset milionów euro" - mówi DZIENNIKOWI Mariusz Maszkiewicz, zastępca dyrektora polityki wschodniej MSZ.

Polska namawia również Unię do poluzowania sankcji politycznych wobec Białorusi. Na korytarzach Brukseli mówi się m.in. o możliwości zniesienia zakazu wydawania wiz współpracownikom Łukaszenki. Mińsk bardzo liczy też na przywrócenie przez Unię tzw. Generalnych Preferencji Handlowych, czyli zniesienie karnych ceł na eksport do Europy białoruskich produktów petrochemicznych, nawozów, tekstyliów czy drewna.

Reklama

Dyplomaci w Warszawie i Brukseli planują zmianę kursu wobec Mińska, bo zza wschodniej granicy nadchodzą sygnały, że reżim Łukaszenki chce kontaktów z Unią i jest gotów w tym celu w większym stopniu przestrzegać prawa człowieka i zasad demokracji. "Po podwyższeniu przez Kreml cen gazu dla Białorusi sytuacja gospodarcza kraju tak się pogorszyła, że jesienią może dojść do rozruchów. Łukaszenka na gwałt potrzebuje dewiz, aby mieć za co kupować ropę i gaz. I wie, że tylko wznowienie eksportu do Unii może go uratować" - przyznają źródła dyplomatyczne. Ich zdaniem to najlepszy moment, aby ograniczyć zależność Białorusi od Rosji.

Sygnałem odwilży mogą być wrześniowe wybory parlamentarne, w których w ograniczonym stopniu mają być dopuszczeni przedstawiciele opozycji. Wbrew obawom Łukaszenka nie represjonuje także naszych rodaków, którzy wystąpili o Kartę Polaka.