Najczęściej obywatele informowali o gromadzących się ludziach, pochodach z flagami, hasłach wzywających do uczciwych wyborów czy krytykujących władze. Wielu z nich niepokoiły biało-czerwono-białe flagi w oknach czy samochodach, a także białe wstążki na rękach innych ludzi. Informowano również np. o włączaniu kojarzonej z protestami muzyki, jak legendarna piosenka Wiktora Moja i zespołu Kino "Pieriemien" (Chcemy zmian).

Reklama

Donosy na własne dzieci

"Na podwórku do ławki ktoś przywiązał biały balonik". "W stawie w parku pływa papierowy stateczek z biało-czerwono-białą flagą". "Siedzi w oknie ze zwieszonymi na zewnątrz nogami i słucha piosenki Coja".

Niektórzy w czasie protestów i ich rozpędzania przez milicję skarżyli się na ludzi, którzy "chowają się na klatce schodowej", rozmawiają w obcym języku lub "z ukraińskim akcentem". Innym "hałas" samochodów trąbiących w czasie wystąpień przeciw Łukaszence przeszkadzał w odpoczynku.

Media niezależne wyłuskują jednak z głębokiej mapy donosów ciekawostki, jak np. informację o tym, że "po mieście chodzi trzech cyganów i wzywa do powstania" albo że "mężczyzna, który montował domofon, zdaniem autora zgłoszenia, był związany z wybuchami".

Niektórzy donosili na własne dzieci lub bliskich. "Dzwoniący informuje, że jego córka Alesia U. udaje się na miting", "Matka w domu krzyczy Żywie Biełaruś, wszczyna bójkę", itd.

Mapa, oparta o zdobyte przez hakerów bazy milicyjne, pojawiła się w internecie jeszcze w ubiegłym tygodniu, jednak ciągle wywołuje emocje i zainteresowanie. W pierwszym rzucie ujawniono informacje o blisko trzech tysiącach zgłoszeń. Na Białorusi jest ona dostępna tylko poprzez VPN, a sieci społecznościowe Cyberpartyzantów, którzy ją opublikowali, zostały uznane za "ekstremistyczne". To oznacza, że za odsyłanie do ich publikacji grozi odpowiedzialność administracyjna w postaci grzywny lub aresztu.

Reklama

Jak teraz traktować donosicieli?

Mapa jest interaktywna i można na niej znaleźć nie tylko treść donosów, ale także dane i adresy ich autorów. Pojawiły się już informacje o wywieszaniu na klatkach schodowych nazwisk "życzliwych".

W komentarzu na portalu Radia Swaboda jego redaktor Walancin Żdanko (przebywający obecnie poza Białorusią) napisał, że znalazł na mapie szereg znajomych z widzenia osób, z którymi wcześniej był "na dzień dobry". W podobnej sytuacji jest wiele osób. - Jak teraz traktować tych "życzliwych informatorów milicji"? Odwracać wzrok? Udawać, że nic nie wiesz? – zastanawia się Żdanko.

- A jak oni będą współistnieć z tymi, na których donosili? Zwłaszcza jeśli donos doprowadził do aresztu? – dodaje.

"Z jednej strony pokazało ono (odkrycie Cyberpartyzantów – PAP), ile nietolerancji, nienawiści i wrogości jest dzisiaj w społeczeństwie, skala rozłamu, który stał się tak widoczny w sierpniu 2020 r. przez tą akcję nie zmniejszy się, lecz wzrośnie" – pisze Żdanko.

"Z drugiej strony, można się spodziewać, że teraz liczba takich telefonicznych donosów gwałtownie się zmniejszy. Zapewne ci, którzy dzwonili, liczyli na to, że sąsiedzi nie dowiedzą się o ich czujności, że te dane milicji pozostaną tajemnicą" – wskazuje komentator.