Johnson w czwartek wczesnym popołudniem ogłosił rezygnację ze stanowiska lidera Partii Konserwatywnej i premiera, ale powiedział, że będzie je pełnił do wyłonienia następcy, co powinno nastąpić w ciągu kilku tygodni. Zgodnie z konwencją, do tego czasu nie powinien podejmować żadnych kluczowych decyzji politycznych, a jedynie skupić się na bieżącym zarządzaniu.
Po południu, na pierwszym posiedzeniu zrekonstruowanego rządu, Johnson zapewnił jego członków, iż faktycznie tak będzie. Powiedział ministrom, że są "zobowiązani do realizacji tego, co już uzgodniliśmy" i to "nie jest moim zadaniem, aby zrobić dużą zmianę kierunku" podczas czasu, który mu pozostał na Downing Street. Dodał, że "skupi się na realizacji agendy, na podstawie której rząd został wybrany", a "główne decyzje fiskalne powinny być pozostawione dla następnego premiera".
Jeszcze w wieczór poprzedzający rezygnację Johnson planował, że na początku przyszłego tygodnia wraz z nowym ministrem finansów Nadhimem Zahawim ogłosi szeroko zakrojone cięcia podatków.
Tymczasem James Duddridge, poseł będący parlamentarnym prywatnym sekretarzem premiera, poinformował, że Johnson po odejściu z Downing Street zamierza pozostać posłem. To nie jest oczywista decyzja, bo choć jego bezpośrednia poprzedniczka Theresa May nadal jest szeregową posłanką, to David Cameron i Tony Blair po ustąpieniu szybko zrezygnowali też z mandatów poselskich.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński