Ustawa o Szkocji daje parlamentowi szkockiemu ograniczone uprawnienia. W szczególności parlament szkocki nie ma uprawnień do stanowienia prawa w odniesieniu do spraw, które są zastrzeżone dla parlamentu Zjednoczonego Królestwa w Westminsterze. Te zastrzeżone sprawy obejmują podstawowe aspekty konstytucji Zjednoczonego Królestwa, w tym unię Szkocji i Anglii, oraz parlamentu Zjednoczonego Królestwa - wyjaśnił odczytując orzeczenie przewodniczący Sadu Najwyższego lord Reed.

Reklama

Porozumienie jak w 2014 roku

Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon chciała osiągnąć porozumienie z rządem w Londynie podobne do tego, jakie zostało zawarte przed pierwszym referendum w 2014 r. Ówczesny premier Wielkiej Brytanii David Cameron zgodził się na przeprowadzenie plebiscytu po tym, jak opowiadająca się za niepodległością Szkocka Partia Narodowa (SNP) po raz pierwszy zdobyła bezwzględną większość w szkockim parlamencie.

Reklama
Reklama

W 2014 r. zwolennicy pozostania Szkocji w składzie Zjednoczonego Królestwa wygrali stosunkiem głosów 55,3:44,7 proc. Choć przed tamtym plebiscytem obie strony zgodziły się, że będzie on jedynym w tym pokoleniu, po referendum z 2016 r. w sprawie wystąpienia z Unii Europejskiej szkocki rząd zaczął argumentować, że zasadnicza zmiana okoliczności uzasadnia ponowienie głosowania na temat niepodległości - zwłaszcza że w Szkocji wyraźna większość opowiedziała się przeciw brexitowi.

Odmowa zgody na referendum

Następczyni Camerona, Theresa May, odmówiła zgody na referendum, uzasadniając, że negocjacje z UE to nie czas na referendum, podobnie argumentowali też jej następcy: Boris Johnson, Liz Truss i Rishi Sunak, a zmieniał się jedynie powód - pandemia, konieczność odbudowy po pandemii, wojna na Ukrainie i kryzys gospodarczy.

Formalną podstawą do przeprowadzenia referendum z 2014 r. był art. 30 ustawy o Szkocji z 1998 r., na mocy której utworzono szkocki parlament i zdefiniowano, co jest w jego kompetencjach, a co pozostaje w gestii rządu w Londynie. Art. 30 pozwolił na jednorazowe przekazanie przez rząd w Londynie władzom w Edynburgu kompetencji do rozpisania referendum.

Sturgeon chciałaby, aby rząd w Londynie uczynił to ponownie, co zapewniłoby referendum ważność i międzynarodowe uznanie. Gdy partie proniepodległościowe - SNP i Szkoccy Zieloni - w maju tego roku zdobyły większość w szkockim parlamencie, a Boris Johnson nie zgodził się na referendum, rząd Sturgeon złożył projekt ustawy o przeprowadzeniu referendum 19 października 2023 r.

W związku z tym - i uprzedzając działanie rządu brytyjskiego, który i tak tę ustawę zakwestionowałby w sądzie - lord adwokat Szkocji, czyli najwyższa rangą urzędniczka prawna szkockiego rządu, zwróciła się do brytyjskiego Sądu Najwyższego z zapytaniem, czy wobec braku zgody rządu w Londynie na referendum władze w Edynburgu mogą rozpisać referendum "konsultacyjne".

Argumenty brytyjskiego rządu

Brytyjski rząd, przedstawiając przed Sądem Najwyższym swoje argumenty, wskazywał, że po pierwsze zostało jasno powiedziane, że kwestia ta znajduje się w kompetencjach Londynu, a po drugie - szkocki parlament jeszcze nie przyjął ustawy o referendum, zatem pytanie jest czysto hipotetyczne, a jako takie powinno zostać odrzucone przez Sąd Najwyższy.

Sondaże na niekorzyść secesji

Na razie sondaże wskazują znów na utrzymującą się przewagę przeciwników secesji Szkocji. Od głosowania w 2014 r. był tylko jeden okres, w którym zwolennicy niepodległości mieli stałą i wyraźną przewagę - od początku 2020 r. do wiosny 2021 r., co było efektem brexitu, a następnie panującym przez pierwsze miesiące pandemii przekonaniem, że rząd szkocki lepiej sobie z nią radzi niż brytyjski. Jednak szybkie wprowadzenie szczepionek przeciw Covid-19, co było zasługą rządu brytyjskiego, przyczyniło się do odwrócenia nastrojów. Ten trend jeszcze wzmocniła wojna na Ukrainie, bo od czasu jej wybuchu były tylko dwa sondaże, w których wygrali zwolennicy niepodległości (pierwszy został przeprowadzony tuż przed rezygnacją Borisa Johnsona ze stanowiska premiera, drugi tuż przed odejściem Liz Truss), podczas gdy takich, gdzie wygrali zwolennicy status quo, było 16.

Rząd brytyjski ma świadomość, że gdyby zgodził się na referendum i jeszcze raz je wygrał, to faktycznie zamknęłoby temat niepodległości Szkocji na dziesięciolecia, ale różnice sondażowe są zbyt małe i zbyt wiele jest potencjalnych nieprzewidywalnych czynników, by podejmować takie ryzyko. Także rząd szkocki, choć oficjalne cały czas dąży do referendum, miałby teraz spore obawy, bo wie, że trzeciej szansy w tym pokoleniu już nie otrzyma.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński