Opublikowane doniesienia pochodzą z rosyjskich niejawnych dokumentów przeanalizowanych przez amerykańską gazetę.

Jak poinformowano, na początku lipca ubiegłego roku Władimir Putin oznajmił podczas rozmowy ze swoimi współpracownikami, że interesy Waszyngtonu i jego sojuszników, głównie z Europy, nie muszą być ze sobą zbieżne. Kilka dni później wiceprzewodniczący administracji głowy państwa Siergiej Kirijenko spotkał się z rosyjskimi technologami politycznymi w celu omówienia możliwych działań w Niemczech, zidentyfikowanych jako kraj, w którym przedsięwzięcia Kremla mają największe szanse powodzenia.Operacja dezinformacyjna miała polegać na dyskredytowaniu w niemieckim społeczeństwie USA, NATO, UE i Wielkiej Brytanii przy jednoczesnym przekonywaniu obywateli Niemiec, że sankcje nałożone na Rosję w odpowiedzi na inwazję tego kraju na Ukrainę przynoszą więcej szkód, niż korzyści - czytamy na łamach "Washington Post".

Jak podkreślono, Kirijenko wymagał od swoich podwładnych, by w ciągu najbliższych trzech miesięcy liczba mieszkańców Niemiec domagających się poprawy relacji z Rosją wzrosła aż o 10 proc. Kremlowscy technolodzy polityczni odnieśli się do tego sceptycznie, zauważając, że "będzie to trudnym zadaniem" - poinformował amerykański dziennik.

Reklama
Reklama

Rosjanie skoncentrowali się na cenach energii

Rosjanie natychmiast przystąpili do pracy, próbując "uruchomić" tzw. farmy trolli i wprowadzić do niemieckich mediów społecznościowych propagandowe komentarze w rodzaju: "Kupuj gaz, nie wojnę" lub "Ukraina chce wojny, Niemcy chcą pokoju". Kolejną częścią strategii było przygotowanie haseł z myślą o protestach społecznych wywołanych rosnącymi cenami energii.

Demonstracje miały odbywać się od miasteczka Neustrelitz we wschodniej części kraju, w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie, aż po Stuttgart na południowym zachodzie. Według zamysłu Rosjan organizatorami tych wystąpień powinny być skrajne pod względem światopoglądowym środowiska polityczne - zarówno radykalna prawica, jak też radykalna lewica.

Takie manifestacje odbywały się m.in. w Neustrelitz i Lipsku, ale nie przerodziły się w ogólnoniemiecką akcję protestu. Uczestnicy demonstracji nieśli lub skandowali hasła opracowane przez kremlowskich propagandystów. Brzmiały one m.in.: "Natychmiast uruchomić Nord Stream 2!", "Znieść antyrosyjskie sankcje!", "Obniżyć ceny energii!", "Chcemy żyć, a nie tylko przetrwać!" lub "Czym mamy ogrzewać się w zimie?" - napisano w artykule.

Kampania zakończyła się porażką

"Washington Post" ujawnił, że kampania dezinformacyjna miała objąć nawet graffiti malowane na murach w całych Niemczech, a następnie fotografowane i umieszczane w niemieckiej prasie. Wśród takich "projektów" znalazł się rysunek symbolizującego USA Wuja Sama, mówiącego: "Wytrzymaj jeszcze kilka lat". Inny obrazek miał przedstawiać niemiecką minister spraw zagranicznych Annalenę Baerbock siedzącą na łączącym Rosję i Niemcy gazociągu Nord Stream. Według pomysłów kremlowskich propagandystów polityk machałaby ukraińską flagą i mówiła: "Nie obchodzi mnie, co myślą Niemcy".

Jak zaznaczono, nie jest jasne, czy którekolwiek z tych graffiti rzeczywiście powstało w ubiegłym roku na terytorium Niemiec.

Wszystkie te wysiłki Kremla zakończyły się porażką z uwagi na łagodną zimę w Europie i zdolność niemieckiego rządu do szybkiej dywersyfikacji kierunków dostaw surowców energetycznych - oznajmił amerykański dziennik.