Przez tydzień nie mieliśmy wody. Przywoziły ją cysterny. A teraz pojawiły się ostrzeżenia i obawy, że woda w kranach może być skażona - powiedziała PAP Anna Jaskólska, mieszkająca w Predappio w prowincji Forli-Cesena. Dodała: Nie mieliśmy też prądu, nie działały telefony.

Reklama

Relacje Polek

Mój dom na szczęście nie ucierpiał z powodu powodzi, ale na samym początku przez kilka godzin opadów deszczu woda wlewała mi się do przedpokoju. To był dopiero początek tego, co w wielu miejscach później nastąpiło - podkreśliła.

Dodała: W mojej okolicy doszło do osuwisk ziemi, popękały drogi. Nigdy czegoś takiego tutaj nie było.

Jednocześnie rozmówczyni PAP zastrzegła: I tak przecież jesteśmy w dobrej sytuacji, bo w innych miejscowościach jest znacznie gorzej. Poza tym ja nie byłam ewakuowana.

Reklama

Woda opadła, ale pozostał strach. Boimy się, kiedy pada deszcz. Patrzymy na pobliskie wzgórze i myślimy, czy nie dojdzie do osuwisk ziemi. Naprawdę żyjemy teraz w strachu – przyznała Anna Jaskólska.

Monika Consorti Pelczar mieszka w małej miejscowości koło Forli. Tam też na niektóre obszary wdarła się woda. Zalała jej samochód. Otwiera pojazd i pokazuje siedzenia i drzwi oblepione błotem.

Reklama

Ale to jest najmniejsza troska. Ważne, że nasz dom nie został zalany - przyznała. W weekend pojechała tam, gdzie sytuacja była najtrudniejsza; zawiozła żywność, podawała napoje ludziom, którzy w trudzie i pośpiechu ratowali swój dobytek.

Firma obuwnicza, w które pracuje, ma siedzibę w Lugo - jednej z najbardziej dotkniętych przez powódź miejscowości. Biura ocalały, ale - jak przyznaje w rozmowie z PAP - w fabryce w Sant’Agata sul Santerno zniszczenia są olbrzymie, bo wszędzie dostało się błoto.

Poprzez media społecznościowe szukaliśmy koparko-ładowarki do wywiezienia błota z zakładu. Znaleźliśmy. Błoto nie tylko leży na ziemi, ale dostało się do każdej maszyny. Nie wiemy, czy którakolwiek z nich będzie jeszcze mogła działać - wyjaśniła .

Dodała też: Otrzymaliśmy pomoc od innej firmy z naprzeciwka. Ale i my w tym wszystkim pomagamy. Ze sprzedaży wycofaliśmy krótkie kalosze, które są w naszej ofercie. Oddaliśmy je wszystkie potrzebującym.

Laura, studiująca w Rzymie, przyjechała do rodzinnego domu, by nieść pomoc.

Pojechałam z ojcem jako ochotniczka do Amatrice w regionie Lacjum po trzęsieniu ziemi w 2016 roku. Teraz nieszczęście dotknęło moje strony. To, co robi na mnie ogromne wrażenie, to niesamowita mobilizacja dosłownie wszystkich, w tym ochotników, którzy spontanicznie zbierali się od pierwszych chwil. Widzę doskonałą organizację zarówno wśród wolontariuszy, jak i służb, które świetnie zareagowały. Przybyli ratownicy, strażacy z całych Włoch i z zagranicy - powiedziała 21- latka.

A ja widzę przede wszystkim wielką solidarność - dodała Monika.

Z Forli Sylwia Wysocka