"W miarę jak Donald Trump zmierza po nominację Republikanów, nad Europą wisi pytanie: jak kontynent powinien przygotować się na świat, w którym NATO stanie się martwą literą? Dla niektórych odpowiedzią jest 'strategiczna autonomia'; dla innych leży ona w zamawianiu jak największej ilości sprzętu wyprodukowanego w USA, aby kupić dobrą wolę przyszłej administracji. Jedna oczywista odpowiedź została jednak pominięta: odstraszanie nuklearne. Jeśli chodzi o odporne na Trumpa zapewnianie bezpieczeństwa Europy Wschodniej, niewiele środków byłoby tak skutecznych, jak uzbrojenie największego kraju regionu - Polski - w broń jądrową" - przekonuje Rohac.
Zwrócił on uwagę, że nawet centrowi politycy UE, tacy jak lider Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber, myślą o odstraszaniu nuklearnym jako możliwej odpowiedzi na powrót Trumpa. Weber proponuje, aby Francja ze swoim dużym potencjałem nuklearnym przewodziła europejskim wysiłkom w zakresie odstraszania, a plan ten mógłby obejmować włączenie we wspólne działania także Wielką Brytanię.
"Europa nie powinna się łudzić"
Rohac podkreślił, że Europa nie powinna się łudzić. "Trump nie będzie twardy wobec Rosji, ani nie będzie zainteresowanywzmocnieniem NATO. Były prezydent nazwał Sojusz przestarzałym i rozważał jego opuszczenie. (...) Ustawa przyjęta w ubiegłym roku przez obie główne partie w USA, która ma uniemożliwiać prezydentom (tego kraju) wycofanie się z Sojuszu bez zgody Senatu lub ustawy Kongresu, jest prawnie pusta. Zagrożeniem dla NATO nie jest formalne wycofanie się Ameryki, ale raczej możliwość, że przyszły prezydent po prostu nie zdecyduje się stanąć w obronie atakowanego sojusznika i powołać się na artykuł 5" - wyjaśnił ekspert AEI.
Plan Webera "całkowicie nierealistyczny"
Zaznaczył jednak, że plan Webera jest całkowicie nierealistyczny, ponieważ w ramach obecnego systemu jednomyślności oznacza domaganie się od Francji zgody, by każdy kraj UE, np. Węgry, miał prawo weta wobec wykorzystania jej arsenału nuklearnego. Decydowanie o jej użyciu przez kwalifikowaną większość w Radzie Europejskiej byłoby natomiast politycznie równie nie do przyjęcia dla żadnego francuskiego przywódcy.
"Obecnie po prostu nie ma wystarczającego zaufania ani wystarczająco podzielanego zrozumienia zagrożeń geopolitycznych, aby "europeizować" jakąkolwiek śmiercionośną siłę, a tym bardziej francuskie siły nuklearne. Co więcej, patrząc z Warszawy lub Tallina, europejskie siły nuklearne, kontrolowane głównie przez francusko-niemiecki tandem, wyglądałyby w dużej mierze bezużytecznie, biorąc pod uwagę historię błędnego odczytywania (zamiarów) Rosji przez oba kraje i dostosowywania się" - podkreślił Rohac.
Niemniej - jak zauważył - nie oznacza to, że Europa, a zwłaszcza Europa Wschodnia jest bezradna, bowiem istnieje spora grupa krajów - Polska, kraje bałtyckie i nordyckie - które ufają sobie nawzajem, mają wspólny pogląd na Rosję i z łatwością mogłyby nabyć i utrzymywać własne siły odstraszania. Dodaje, że wystarczyłoby, aby tylko jeden z nich poniósł koszty stałe i zaoferował porozumienie o współdzieleniu broni jądrowej zainteresowanym stronom. Zauważył, że Polska, intensywnie inwestująca zarówno w wojsko, jak i energię jądrową, byłaby oczywistym pierwszym kandydatem.
"W postamerykańskim świecie polski parasol nuklearny mógłby pomóc zabezpieczyć wschodnią flankę Europy. Zapewniłby również alternatywny sposób zagwarantowania bezpieczeństwa Ukrainy po zakończeniu walk, zwłaszcza gdyby członkostwo w NATO nie było już (dla Kijowa) opcją. Zasadniczo jednak nuklearna Polska stanowiłaby odpowiedź na odwieczny problem europejskiej geopolityki: jak powstrzymać Niemcy i Rosję przed dążeniem do zdominowania euroazjatyckiej przestrzeni" - podsumował Rohac.