Trump traci poparcie, zyskuje Biden

Po początkowej flaucie Joe Biden łapie wiatr w żagle w kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Sondaże są dla prezydenta USA dość optymistyczne.

Podobnie jak w marcu, również i w kwietniu obecny lokator Białego Domu wyprzedza Donalda Trumpa w badaniu opinii mierzącym społeczne poparcie obu rywali listopadowego wyścigu o prezydenturę.

Reklama

Już w marcowym sondażu Reuters/Ipsos przewaga Joe Bidena nad Donaldem Trumpem wyniosła 1 pkt proc. (39 do 38 proc.). Z kolei według innego marcowego badania - Civiqs/Daily Kos - Trump tracił do Bidena tyle samo, choć tu procenty rozkładały się 45 do 44 na korzyść Demokraty. W obu przypadkach badanie objęło tzw. zarejestrowanych wyborców.

W kwietniowej sondażowej odsłonie pracowni Ipsos na zlecenie Agencji Reutera widać, że Republikanin wciąż nieco traci do Demokraty, choć różnica mieści się w granicach zakładanego przez badaczy błędu statystycznego. I tak Joe Biden może liczyć na poparcie rzędu 41 proc., podczas gdy Donald Trump - 37 proc.

Reklama

Dlaczego Donald Trump traci

Czy zatem można mówić już o trendzie i dlaczego Joe Biden zyskuje w oczach opinii publicznej - o to zapytaliśmy doktora Karola Szulca, politologa i amerykanisty z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jak zaznacza, "trudno mówić o trendzie na tym etapie". Trzeba również wziąć pod uwagę, że amerykański oddział Ipsosa nie ma najlepszych ratingów, jeśli chodzi o skuteczność przewidywań, dlatego do tych wyników podchodzę z lekką dozą sceptycyzmu - mówi dr Szulc.

Pamiętajmy także, że są to sondaże na temat powszechnego poparcia dla polityka - tłumaczy. A to, jakim kandydat w wyborach prezydenckich w USA cieszy się poparciem w całym kraju, nie ma aż takiego znaczenia, bo liczą się wygrane w kluczowych stanach, tzw. swing states - dodaje politolog.

Dr Szulc zaznacza, że nie dysponujemy nowymi danymi na temat rywalizacji w tych kluczowych stanach. Obecnie panuje w nich względna równowaga. Minitrend, który możemy zaobserwować, rzeczywiście wcześniej wskazywał na Trumpa, a obecnie - Bidena - dodaje. Przy czym, jak zaznacza politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, sama ocena aktywności Joe Bidena wciąż wypada dość negatywnie. Mimo to notowania "minimalnie drgnęły w ostatnim czasie na korzyść prezydenta: oceny negatywne zaczęły spadać, a pozytywne rosnąć".

Zdaniem dra Karola Szulca przyczyn owego lekkiego wzrostu Bidena i jednoczesnych strat Trumpa może być wiele. Ważną rolę mogą odgrywać sprawy sądowe przeciwko Donaldowi Trumpowi. Były prezydent musiał wpłacić 175 mln dolarów kaucji w sprawie cywilnej - wymienia. Kolejna kwestia - aborcja. Trump tu kluczy, ale większość Amerykanów, pomijając najtwardszy elektorat Republikanina, jest za tym, żeby kobiety miały prawo do decydowania o swoim ciele.

Na to Joe Biden powinien zwrócić szczególną uwagę

Badacz wskazuje na zjawisko, które powinno zaniepokoić Trumpa. Pojawiają się sygnały, że młodzi odchodzą od Republikanina - i powstaje generacyjna dziura. Ale ci młodzi raczej nie wspomogą Bidena - istnieje obawa, że niekoniecznie ruszą do urn wyborczych w listopadzie. A to już jest problem dla Demokratów - przewiduje.

Według dra Karola Szulca polaryzacja w USA jest tak daleko posunięta, że Biden nie ma co liczyć na głosy Republikanów. Może jedynie starać się przyciągnąć do siebie wyborców niezdecydowanych i niezależnych. I mobilizować wyborców demokratycznych - ocenia politolog.

Rozmówca Dziennik.pl podkreśla jeszcze jeden czynnik, który może mieć wpływ na ruch w sondażach. Podejrzewam, że Amerykanie w końcu zaczęli dostrzegać, że to nie jest tak, że Republikanin Trump lepiej radzi sobie z ekonomią niż Demokrata Biden. I że stan amerykańskiej gospodarki za kadencji Bidena się poprawia. Ludziom żyje się lepiej, jest niskie bezrobocie, inflacja spada i nie dokucza aż tak w codziennym życiu. Można więc mówić o małej stabilizacji - tłumaczy.

Biden krytykuje Netanjahu. Co na to wyborcy?

Na pytanie, jaki wpływ na preferencje wyborców ma zwrot w polityce demokratycznej administracji wobec Izraela, dr Karol Szulc stwierdza, że "na wyborców Bidena ma to zdecydowanie pozytywny wpływ".

Demokraci są proizraelscy, ale stawiają granice. Żydzi amerykańscy na ogół są prodemokratyczni. Głosują na tych polityków, których przyjaźń z Izraelem jest warunkowa. Kiedy dziś mamy do czynienia z Benjaminem Netanjahu, politykiem autorytarnym, którego część amerykańskich Żydów wprost nazywa faszystą, to im się podoba asertywne i krytyczne podejście Bidena - ocenia politolog.

Tomasz Mincer