FAZ pisze o "egzystencjalnym zagrożeniu dla Izraela". I zauważa, że "szeroko zakrojony irański atak na Izrael nie był proporcjonalny".
Atak w stylu Putina
"Fakt, że wyrządzono niewielkie szkody, nie sprawia, że jest mniej naganny. Zachód nie powinien przyglądać się bezczynnie, jak Iran atakuje w stylu Putina. Atak, który Iran przypuścił na Izrael, nie może być określany jako symetryczny. Gdyby reżim w Teheranie chciał jedynie wziąć odwet za (domniemany) izraelski atak na budynek konsularny w Syrii, musiałby zaatakować jakąś izraelską placówkę dyplomatyczną. Jednak Chamenei niewątpliwie chciał wysłać Izraelowi wyraźny sygnał odstraszający i dać pokaz siły przed krajową publicznością" - cytuje Deutsche Welle komentarz "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Decydujący czynnik
Z kolei według "Handelsblatt" "trudno ocenić, czy będzie to rzeczywiście wielka wojna między tymi dwoma krajami. Nieprzewidywalność jest stałą cechą tego najbardziej niebezpiecznego i skomplikowanego konfliktu w polityce światowej. Reakcja Iranu po izraelskim ataku na konsulat w Damaszku była tylko kwestią czasu. Działania odwetowe Iranu wciąż można uznać za proporcjonalne jak na stosunki bliskowschodnie. Czynnikiem decydującym będzie teraz reakcja izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu. Niestety, roztropność nie należy do jego mocnych stron, co po raz kolejny pokazały światu ostatnie miesiące wojny w Strefie Gazy. Nadzieje na to, że uda się zapobiec wybuchowi konfliktu na dużą skalę, oparte są na tym, że eskalacja konfliktu w gruncie rzeczy nie leży w interesie ani Iranu, ani Izraela".
Reakcja Niemiec
Gazeta "Allgemeine Zeitung" spostrzega natomiast, że "przynajmniej w przenośni, irańskie pociski trafiły również w Berlin. Rząd Niemiec musi po raz kolejny zadać sobie pytanie, dlaczego przez lata traktował reżim w Teheranie w białych rękawiczkach. Także jego reakcje na bohaterskie demonstracje na rzecz większej wolności w Iranie, które tamtejszy reżim krwawo stłumił, były ograniczone. Nie ma to nic wspólnego z polityką zagraniczną opartą na wartościach, którą minister Annalena Baerbock tak bardzo lubi propagować. Oprócz ostro sformułowanych, ale w sumie wyważonych not dyplomatycznych, nakazem chwili są surowe sankcje wobec reżimu w Teheranie".
Również zdaniem dziennika "Rhein-Zeitung "Niemcy również powinny zareagować. Bezpieczeństwo Izraela jest uważane za niemiecką rację stanu. Jest to wielokrotnie podkreślane przez niemieckich polityków. Dlatego ton niemieckiego rządu musi teraz stać się jaśniejszy i ostrzejszy. W każdym razie kanclerz Olaf Scholz jest w Chinach we właściwym czasie. Chiny mają w swym posiadaniu wiele geopolitycznych kluczy do rozwiązywania globalnych konfliktów – czy to w Ukrainie, czy teraz w związku z Iranem. Jest całkiem możliwe, że Scholz będzie w stanie przekonać Chiny do wywarcia wpływu na zaistniałą sytuację, właśnie dlatego, że ewentualna pożoga stanowiłaby również duże obciążenie dla interesów gospodarczych Pekinu. Wpływy niemieckiego kanclerza na arenie międzynarodowej są większe niż można przypuszczać. Przynajmniej na poziomie europejskim zostało to ostatnio wyraźnie zademonstrowane w polityce wobec Ukrainy. Teraz Scholz znów musi się nimi wykazać".
Nowa wielka wojna?
"Czy stoimy teraz w obliczu nowej wielkiej wojny na Bliskim Wschodzie, która przyćmi wszystko, co było wcześniej?" - zastanawia się retorycznie "Augsburger Allgemeine". I odpowiada, że "nie musi tak być, ponieważ mułłowie w Teheranie prawdopodobnie dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że atak z użyciem dronów i rakiet spowodował w Izraelu jedynie bardzo ograniczone szkody. Przywódcy Iranu mogą być fanatykami religijnymi, ale nie są skłonni do działań samobójczych. Zachowanie reżimu jest dla nich najważniejsze. A to właśnie on byłby poważnie zagrożony w przypadku otwartej wojny z Izraelem i jego sojusznikami, przede wszystkim z USA".