Wycinanie przepisów utrudniających życie obywatelom deklarują wszystkie partie – jak zwykle przed wyborami. Taki cel narzuca nam także Bruksela, która domaga się zmniejszenia obciążeń biurokratycznych o 25 proc. Już w tej kadencji weszła w życie część ułatwień: oświadczenia zamiast zaświadczeń, możliwość działalności gospodarczej od momentu zgłoszenia działalności czy rejestracja firm przez internet. Ale choć zmieniono już ok. 1000 przepisów, końca zmian nie widać.
Internet zastąpi urzędnika
W programie każdej partii są zapowiedzi dalszych ułatwień, zwłąszcza przeniesienia wszystkich czynności urzędowych do internetu – od rejestracji każdej spółki, nawet akcyjnej, po uzyskiwanie NIP, REGON czy wymianę informacji z urzędami.
„Przedsiębiorcy powinni być traktowani nie jak potencjalni przestępcy, tylko jako pracodawcy i twórcy dochodu narodowego” – napisał w programie SLD, proponując np. domniemaną zgodę urzędu na budowę, jeśli w ciągu 30 dni nie wniesie zastrzeżenia do prośby inwestora. A PiS zapowiada kontrolę obecnych przepisów pod kątem tego, czy są przyjazne dla biznesu. Chce też wprowadzić przepisy, które mają pod tym kątem analizować przepisy unijne. Partia Jarosława Kaczyńskiego zapowiada nowe ustawy podatkowe o VAT, PIT i CIT. Mają być jasne i wykluczyć wątpliwości interpretacyjne. Chce też wprowadzić wiążące interpretacje ze strony ZUS.
PSL enigmatycznie obiecuje: „Zwiększenie roli przedsiębiorców w tworzeniu prawa sprzyjającego powstawaniu nowych miejsc pracy”.
Mniej zmian prawa
Do świadomości partii zaczyna dochodzić, że lepiej przygotować dobre przepisy, niż zajmować się ich nieustannym łataniem. Dla dwóch największych ugrupowań kluczową sprawą jest zmiana sposobu stanowienia prawa. Bo wiele kłopotów wynika dziś z łatwości uchwalania i zmiany przepisów: posłowie czy senatorowie potrafią wrzucić w ostatniej chwili do ustawy poprawkę, która ją wywraca. Ale także rząd przyzwyczaił się, że jeśli jest taka potrzeba, można szybko przyjąć projekt, a szczegóły doprecyzuje się w Sejmie.
W efekcie przechodzą rozwiązania, których skutków nikt nie jest w stanie przewidzieć. To uderza w przedsiębiorców, gospodarkę, a na końcu często także w budżet.
Bez legislacyjnych wrzutek
PiS i PO mają nieco inne pomysły na zastopowanie dowolności staniowienia prawa. Platforma chce utrudnić składanie tzw. wrzutek przez posłów i senatorów przez zobowiązanie uzupełnienia każdej z nich o oceny kosztów nowych przepisów dla obywateli. Dziś taki obowiązek (oceny skutków regulacji – OSR) jest tylko co do projektów ustaw, ale nie poprawek, i faktycznie ogranicza efekty planowanej zmiany dla budżetu. – Zasada pokazania, jaki koszt nowej regulacji obciąży obywatela, do którego zmiana jest adresowana, ostro zahamowałaby legislacyjne zapędy polityków – mówi Adam Szejnfeld z PO.
PiS też chce, by OSR były lepiej przygotowane. Chce jednak wzmocnić pozycję rządu i prezydenta w trakcie prac w parlamencie nad złożonymi przez nich projektami ustaw. Podczas uchwalania projektu przez Sejm to autorzy projektu mogliby decydować, które ze zgłoszonych poprawek mogą być przegłosowane z projektem, mogliby też wycofać projekt w całości.
Mniej kontroli
Wszystkie ugrupowania zapowiadają mniej kontroli. Deklarują znaczące zmniejszenie inspekcji, które mogą kontrolować firmy. Zapowiadają ponadto scalenie inspekcji związanych z rolnictwem, weterynaryjnych, nasiennych. Sanepid z kolei miałby przejąć kompetencje Inspekcji Farmaceutycznej czy Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. Takie konkretne propozycje składa PiS. Chce, aby po takich zmianach z 15 instytucji pozostało 6. Podobne zamiary mają inne ugrupowania: SLD, PSL i PO. Natomiast SLD pisze, że: „ujednolicić należy procedury kontroli, wprowadzić trzeba system selekcji przedsiębiorstw do kontroli w oparciu o profil ryzyka, zwiększyć sankcje dla przedsiębiorców łamiących przepisy i zasady uczciwej konkurencji”.
Z programów dla przedsiębiorców widać, że partie kolejny raz chciałyby im przychylić nieba. Może tym razem zrobią to skuteczniej niż dotychczas, tym bardziej że napływające z zagranicy informacje o spowolnieniu gospodarczym wieszczą, że kolejny raz pierwszą linią frontu obrony wzrostu i miejsc pracy będą przedsiębiorcy.