Na konferencji Palikota pojawił się zajmujący ostatnie miejsce na liście SLD w Warszawie Piotr Gadzinowski, oraz przedsiębiorcy, którzy mówili, że Ruch Palikota nie zapłacił im za przeprowadzone prace remontowe.

Reklama

Gadzinowski, jeszcze przed przyjazdem Palikota przed siedzibę Sojuszu przy ul. Rozbrat, wdał się w dość ostrą wymianę zdań z działaczami Ruchu Palikota. Politycy zarzucali sobie wzajemnie nieuczciwe pobudki, które kierują nimi w staraniach o mandaty poselskie.

"My nie dążymy do tego, żeby iść kraść. Dążymy do tego, żeby poprawić byt zwykłego, szarego obywatela polskiego. Wy idziecie w ławy poselskie po to, żeby zdobyć kasę i kraść" - krzyczał jeden z mężczyzn z Ruchu Palikota. Gadzinowski również podniesionym głosem odpowiadał mu, że z pieniędzy na biura poselskie żaden z posłów nie ma korzyści materialnej. "Przez 10 lat byłem posłem i byłem uczciwy" - zapewniał.

Gdy na konferencję przybył Palikot kilka osób próbowało zagłuszyć jego wystąpienie, krzycząc: "Oddaj kasę! Oddaj kasę!". Jak wyjaśniali, domagają się zapłaty ponad 30 tys. zł za przeprowadzone prace remontowe w jednym z biur jego ugrupowania.

"Wzrost poparcia dla Ruchu Palikota wywołuje coraz bardziej nerwową atmosferę. Nie wytrzymują nie tylko działacze lewicy, ale także ludzie podstawieni przez Platformę do Ruchu Palikota. To są działacze Platformy, którzy próbują przeciwdziałać tym dobrym sondażom" - mówił Palikot.

Jak podkreślał, zorganizował spotkanie przed siedzibą SLD, ponieważ w zeszłym tygodniu jego ugrupowanie złożyło Napieralskiemu propozycję debaty, ale nie doczekało się pozytywnej odpowiedzi.

Stwierdził też, że lider SLD nie skorzystał z okazji i nie wziął udziału w debacie z premierem Donaldem Tuskiem. "Widać, że ze mną też nie ma odwagi dyskutować. W związku z tym przywieźliśmy mu jabłka, bo jak pamiętamy z kampanii prezydenckiej świetnie mu szło rozdawanie jabłek. Być może rzeczywiście jak wróci do tych metod i sposobu działania z kampanii prezydenckiej, to wróci mu jakiś wigor, temperament" - ocenił Palikot.

Reklama



Jak mówił, notowania SLD spadają już od trzech tygodni, natomiast w tym samym czasie notowania jego ugrupowania idą w górę. Według niego głos na Ruch Palikota to szansa na to, żeby lewica była lepiej reprezentowana w parlamencie i by dokonała się zmiana w polskiej polityce.

Palikot poinformował, że skoro nie może debatować z Napieralskim, we wtorek udaje się na dyskusję z szefostwem OPZZ. Zawracał uwagę, że związek ten od lat był związany ze środowiskiem lewicy.

Gadzinowski, który cały czas przysłuchiwał się wystąpieniu Palikota, przekazał mu chleb i sól, mówiąc, że wita "świeżo nawróconego na lewicę Janusza Palikota". Oświadczył, że już przed dwoma dniami wysłał zaproszenie do debaty z nim. "Myślę, że nie będziesz się lękał" - zwrócił się do Palikota. "Oczywiście, że nie" - odpowiedział zapytany.

Palikot ocenił jednak, że lewicy "puszczają nerwy", bo zamiast zgodzić się na debatę dwóch liderów, która przyciągnęłaby media, do rozmowy z nim wysyłany jest ostatni kandydat z listy Sojuszu w Warszawie. Zastrzegł, że jemu to w niczym nie przeszkadza. "Cieszę się, że w SLD jest przynajmniej jeden odważny człowiek: Piotr Gadzinowski" - oświadczył Palikot.

"Dziękuję ci za te jabłka. Jabłek ci jest nam pod dostatkiem, ale te też przyjmiemy na znak naszego zwycięstwa wyborczego" - odpowiadał mu Gadzinowski.