Premier powiedział dziennikarzom w Giżycku, że "to zarówno obowiązek premiera jak i odruch ludzki: pojechać do szpitala, sprawdzić, jaki jest stan zdrowia i sprawdzić w papierach, czy to, co go doprowadziło do tego desperackiego czynu - czy to jest prawda, czy nieprawda, czy ktoś coś zawalił".

Reklama

W piątek wieczorem premier przerwał objazd po kraju i wrócił do Warszawy związku z zdarzeniem przed kancelarią premiera, gdzie podpalił się mężczyzna. Tusk spotkał się także z lekarzami zajmującymi się niedoszłym samobójcą. Przed podpaleniem się mężczyzna przykleił do jednej z ławek w parku list do premiera. Wcześniej drogą mailową rozesłał listy o podobnej treści, m.in. do kilku redakcji i innych polityków. Dotyczyły one m.in. domniemanej korupcji w jednym z urzędów skarbowych w Warszawie i korupcji w Polsce.

"To jest wielka tragedia. Jedynym politykiem, który wykorzystał ją do swoich celów politycznych, jest pan premier Tusk. Premier dokonał dwóch spektakli - po pierwsze przerywając wizytę i robiąc spektakl dotyczący przyjazdu do szpitala (..) - to pierwsze wykorzystanie tragedii. Drugie - kto uwierzy, że w tak poważnej sprawie, przy takich zarzutach, jakie padły w tym liście, pan premier zlecił kontrolę i ona w trzy czy cztery godziny wyjaśniła, że cała sprawa jest czysta" - mówił Girzyński w programie "Kawa na ławę" w TVN24.

"Jest dokładnie odwrotnie, bo akurat partia, którą reprezentuje pan Girzyński, uwielbia wykorzystywać tego typu sytuacje. Trzeba nie mieć rozumu albo serca żeby w ogóle tego typu zarzuty sformułować. Co to znaczy +ostentacyjnie przerwać+? Człowiek usiłuje popełnić samobójstwo, podpala się, wysyła do mnie list, twierdzi w tym liście, że (są) jakieś sprawy niezałatwione przez kancelarię, a ja mam udawać, że nic się nie stało?" - pytał premier.

"To dopiero by było, gdybym ja udawał, że nic się nie stało. Nie spodziewałem się, bo ten poseł sprawiał wrażenie względnie racjonalnego. Trzeba mieć coś naprawdę nie po kolei, żeby takie rzeczy opowiadać" - skomentował wypowiedź Girzyńskiego premier.