Wszystko dlatego, że część oskarżonych jest na zwolnieniach lekarskich. Sąd uznał je i sprawę odroczył, ale polecił, by lekarz sądowy sprawdził, czy chodzi o prawdziwe choroby, czy tylko wymówki.
Za ujawnienie tajemnicy służbowej oskarżeni mogą trafić do więzienia na dwa lata. Pod warunkiem że zostaną skazani za przekazywanie informacji za pieniądze o zgonach pacjentów znajomym zakładom pogrzebowym.
Śledztwo zaczęło się po artykule "Gazety Wyborczej", która napisała, że w stolicy podobnie jak w Łodzi "handlowało się skórami". Zdaniem prokuratorów, każdy z oskarżonych lekarzy ma na sumieniu kilkanaście takich przypadków. Kiedy pacjent pogotowia umierał, w zaprzyjaźnionych zakładach pogrzebowych zaraz dzwonił telefon. W Warszawie jednak nie było zabójstw pacjentów dla zysku, a takie straszliwe praktyki istniały w łódzkim pogotowiu ratunkowym.
Proces w stolicy miał ruszyć po trzech latach śledztwa. W tym czasie prokuratorzy analizowali dokumenty dotyczące ok. tysiąca pochówków na największym cmentarzu stolicy - na Wólce Węglowej - oraz materiały pogotowia ratunkowego z lat 1999-2002. Okazało się, że pogrzeby osób, których zgon stwierdzili lekarze pogotowia, organizowało tylko kilka firm. Jedna z nich pochowała aż ponad 30 proc. takich zmarłych.