Były oficer wywiadu Wojska Polskiego Andrzej Lisiecki zdradza "Faktowi", że Sowieci trzymali nuklearne głowice w specjalnych, podziemnych silosach. Możliwe, że to ze starych lub uszkodzonych części rakiet wyciekały radioaktywne substancje zatruwające okolicę.

Reklama

To najstraszliwszy pomnik pobytu sowieckich wojsk w Polsce. Pod Wędrzynem dogorywa tajna baza wojsk radzieckich w Polsce. Kona wraz z ludźmi, którzy zostali jej ofiarami. Ten straszliwy relikt komunizmu nazywany był przez sowietów Wołkodaw, czyli pasterz wilków. Wstępu do bazy broniły cztery linie naelektryzowanych zasieków, pośród których straż pełnili radzieccy oficerowie z gigantycznymi owczarkami syberyjskimi.

Emerytowany pułkownik Andrzej Lisiecki z wywiadu Wojska Polskiego jest pewien, że pod Wędrzynem, wbrew międzynarodowym przepisom, Rosjanie trzymali broń jądrową. To samo udało się też ustalić reporterom DZIENNIKA - głowice nuklearne docierały do jednostki przeciwlotniczej w Skwierzynie, a stamtąd były przewożone samochodami z oznakowaniem Czerwonego Krzyża i gazikami łączności do supertajnej bazy.

"Głowice nuklearne ładowano do takich właśnie aut, żeby nie wzbudzały podejrzeń" - twierdzi pułkownik Lisiecki. Do ukrycia głowic służyły gigantyczne silosy. Straszliwa baza opustoszała wraz z odejściem wojsk radzieckich z Polski w 1993 r. Jak wspomina Janusz Rosiak z Sulęcina, kiedy wyjeżdżali ostatni Sowieci, krzyczeli z wagonów do ludzi: jeszcze nas popamiętacie! Mieszkańcom okolicznych wsi te słowa do dziś dźwięczą w uszach i brzmią jak wyrok...

Reklama

Teresa Zawadzka z Wielowsi pamięta, jak zaraz po wyjeździe Sowietów jej tata nagle zasłabł. Diagnoza postawiona przez lekarza nie pozostawiała złudzeń: nowotwór. Pan Jerzy konał przez kilka miesięcy... Potem rak dopadł mamę pani Teresy, Anastazję. "Rodzice często zbierali grzyby wokół bazy. Kto mógł wówczas przypuszczać, że tam jest atom" - płacze Teresa Zawadzka. "Tylko czekam, aż i mnie dopadnie rak" - dodaje załamana.

Ale śmierć rodziców pani Teresy nie była odosobnionym przypadkiem. Lekarze z okolicznych placówek przyjmowali coraz więcej chorych na białaczkę. "Faktycznie w ostatnich latach odnotowujemy większą ilość zachorowań na białaczkę" - przyznaje ordynatorka oddziału hematologii szpitala w Gorzowie, Barbara Moskwa-Sroka.

Zbigniew Babiarz był leśnikiem. Jako jeden z niewielu Polaków miał prawo przemierzać teren wokół radzieckiej bazy. Także jego dopadła śmiertelna choroba. Z dnia na dzień stawał się coraz słabszy. Gdy w końcu zdecydował się odwiedzić medyka, usłyszał przerażającą diagnozę. "Nigdy nie pogodzę się ze śmiercią ukochanego męża" - wyznaje żona leśnika Genowefa Babiarz. "Nigdy też nie wybaczę peerelowskiej władzy, że pozwoliła u nas trzymać to świństwo!" - dodaje kobieta.

Reklama

"Bardzo chciałabym poznać losy rodzin radzieckich oficerów i żołnierzy, którzy kiedyś służyli w bazie zwanej przez nich pasterzem wilków" - mówi Teresa Zawadzka. "Prawdopodobnie wielu z nich pożegnało się już z tym światem" - dodaje.

We wszystkich wsiach wokół Sulęcina ludzie boją się dziś o swoje życie. Starsi namawiają młodszych, aby ci, czym prędzej, szukali sobie nowego miejsca do życia. "Tu jeszcze długo te świństwa będą nas wykańczać. Nam, starszym, już wszystko jedno. Ale aby choć nasze dzieci dostały szansę na lepsze życie" - wyznaje "Faktowi" pan Antoni.