"Testament życia nie ma nic wspólnego z eutanazją" - prostuje siostra Barbara Chyrowicz, członek rządowej komisji do spraw bioetyki, która przygotowała ten projekt. "Dotyczy tych pacjentów, których przy obecnym stanie medycyny nie można już wyleczyć" - tłumaczy. O jakie konkretnie sytuacje chodzi?

Reklama

"Gdy chory jest w stanie śmierci mózgowej. Gdy jego funkcje życiowe nieodwracalnie ustaną, a on nie będzie mógł żyć bez sztucznego podtrzymywania. A także wtedy, gdy jest w śpiączce" - precyzuje inny członek komisji Eleonora Zielińska. Gdyby taki pacjent miał przy sobie testament, lekarze musieliby jego wolę uszanować. Taki sposób decydowania o własnym życiu przewiduje Europejska Konwencja Bioetyczna, którą niedługo ma ratyfikować Polska.

Sprawa nie jest nowa. W wielu państwach Europy, między innymi w Belgii, Danii, Holandii, Włoszech i Szwecji od dawna można sporządzić podobne oświadczenie. W niektórych amerykańskich stanach pacjenci w szpitalach noszą na ręce fioletową, gumową bransoletkę z napisem DNR, czyli "Nie reanimuj". Dla lekarzy to znak, że nie powinni ich ratować na siłę. "Taka deklaracja jest potrzebna ze względu na nieuleczalnie chorych, ale też np. świadków Jehowy. Znam przypadek, gdy kobieta miała oświadczenie zabraniające transfuzji, a mimo to lekarz przetoczył krew i uratował ją. Pacjentka zaskarżyła potem szpital" - przypomina konstytucjonalista profesor Andrzej Zoll.

Prezesowi Zarządu Fundacji Hospicjum Onkologiczne w Warszawie podoba się założenie, iż może sam zdecydować o sobie. Ryszard Szaniawski zgłasza jednak wątpliwości do projektu. "Kto miałby decydować, czy jestem w stanie, który pozwala na realizację takiego testamentu? Poza tym gdybym dziś w pełni świadomy podpisał oświadczenie, zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że na kilka minut przed wypadkiem zmienię zdanie. Że nagle zapragnę żyć za wszelką cenę" - tłumaczy.

Podobne obawy wyraża aktorka Ewa Błaszczyk, założycielka fundacji Akogo?: "Nie możemy wiedzieć w tej chwili, a co dopiero napisać, czego tak naprawdę chcemy w przyszłości" - mówi. Ona sama od ośmiu lat walczy o wybudzenie ze śpiączki swojej córki, która zakrztusiła się tabletką. Dziewczynka do dziś jest w śpiączce.

Krytycznie ocenia projekt katolicki publicysta Paweł Milcarek "Trzeba najpierw dokładnie określić, co to jest uporczywa terapia. Teraz to pojęcie jest tak rozmyte, że ktoś mogłby za nią uznać nawet dokarmianie sondą nieprzytomnego chorego. Jeśli nie będzie takiej definicji, to zbliżymy się niebezpiecznie do eutanazji" - mówi.