Jej autor od ośmiu lat był na indeksie, nie wolno było publikować jego utworów, a nawet wymieniać jego nazwiska.

Hłasko zaczynał jako cudowne dziecko socjalistycznej litera-tury. Wprawdzie pochodził z rodziny inteligenckiej, ale lubił przedstawiać siebie jako proletariusza wychowanego przez ulicę robotniczego Marymontu. Wcześnie osierocony przez ojca, nie garnął się do nauki i w 1950 roku jako 16-latek rozpoczął pracę pomocnika kierowcy, potem kierowcy, w końcu został korespondentem robotniczym "Trybuny Ludu". Tam, jeśli wierzyć "Pięknym dwudziestoletnim", dostał w nagrodę powieść Anatolija Rybakowa "Kierowcy".Była to pierwsza socrealistyczna książka, jaką przeczytałem; muszę przyznać, że wpadłem w osłupienie. Tak głupio i ja potrafię, powiedziałem sobie. I zacząłem. Powstałe w ten sposób debiutanckie opowiadanie "Baza Sokołowska" ukazało się w 1954 roku (Hłasko zaczął je pisać w 1951 r.) na fali popytu na autentyczną robotniczą twórczość. Zwróciło na siebie uwagę dosadnością języka i zapoczątkowało błyskotliwą karierę literacką Hłaski.

Reklama

NIESOCREALISTYCZNY REALIZM

Młody pisarz został gwiazdą w 1955 roku, gdy w "Nowej Kulturze" i "Po prostu" zaczęły się ukazywać jego opowiadania współczesne: "Robotnicy", "Okno", "List" oraz kolejne, które szybko zdobyły masową publiczność, zwłaszcza młodzieżową. Czytelnicy chłonęli zwięzłe realistyczne fabułki wyraziście ukazujące życie w PRL-u. Hłasko przedstawiał wchodzących w dorosłość bohaterów, wrażliwych i idealistycznych, których życie łamie, zmuszając ich do opancerzenia się w obronie przed wrogim, pozbawionym empatii światem. Szara nijakość socjalistycznej rzeczywistości nie zostawiała żadnej nadziei na odmianę losu bohaterów. Co najwyżej mogli się znieczulić, przepijając nędzne pensje, lub wyładować frustrację przez poniżanie słabszych.

Opowiadania znalazły się pod ostrzałem partyjnej prasy, która zarzucała autorowi cynizm, apologię pijaństwa i obyczajowego rozpasania, niedostrzeganie wzniosłych celów i wyższych wartości. Odwilż jednak pozwalała na dojście do głosu młodej krytyce, widzącej w Hłasce odnowiciela polskiej literatury po kataklizmie socrealizmu. W 1956 roku ukazał się więc w nakładzie 10 tysięcy egzemplarzy tom jego opowiadań "Pierwszy krok w chmurach", który został natychmiast rozprzedany. Kto nie zdobył upragnionej książki, mógł kupić na bazarze utwory wycięte z czasopism i spięte biurowymi spinaczami, krążyły też ich odręczne odpisy.

Hłasko tymczasem, aż do rozwiązania pisma, redagował dział literacki "Po prostu", pisywał felietony i recenzje. Pracował też nad kolejnymi opowiadaniami: przejmującym i odważnym politycznie "Ósmym dniem tygodnia", nową opowieścią o kierowcach "Głupcy wierzą w poranek". Na podstawie tych tekstów pisał scenariusze filmowe. Jednocześnie stał się barwną postacią literackiego i towarzyskiego światka Warszawy. Słynne były jego libacje w restauracji Kameralnej, często kończone bójkami i interwencjami milicji. Ciągnęły za nim rzesze akolitów - młodych pisarzy, studentów, pięknych dziewcząt.

W styczniu 1958 roku "Pierwszy krok w chmurach" uhonorowano prestiżową Nagrodą Wydawców, co było nobilitacją młodego pisarza i uznaniem jego pozycji przez starszych kolegów. Jednak Hłasko zdawał sobie sprawę, że okres popaździernikowego rozluźnienia cenzury już się kończy, zaczął mieć kłopoty z publikacją opowiadań, w których oprócz opisów polskiej codzienności pojawiały się refleksje dotyczące władzy i partii. Za to wydawnictwa zachodnie zgłaszały chęć wydania przekładów jego twórczości. W lutym 1958 roku niepokorny pisarz wyleciał do Paryża i pierwsze kroki skierował do redakcji "Kultury", z którą kontakt nawiązał jeszcze w kraju. Przywiózł ze sobą m.in. niecenzuralne w Polsce opowiadanie "Cmentarze", które instytut Giedroycia błyskawicznie wydał drukiem, jednocześnie honorując autora nagrodą literacką. W kraju rozpętało się piekło.

Reklama

WYRODNE DZIECKO I WYGNANIEC

Anonimowy pamflet "Primadonna jednego tygodnia" w "Trybunie Ludu" z 5 kwietnia 1958 roku rozpoczął prasową nagonkę na Hłaskę, któremu oprócz nihilizmu i kalania ojczyzny zarzucano zdradę, sprzedajność, a nawet wysługiwanie się handlarzom bronią. Nielicznych głosów biorących pisarza w obronę (m.in. Marii Dąbrowskiej) nie dopuszczono do publikacji, nagonka musiała przecież być jednogłośna. Wściekłość władz i samego Gomułki była tym większa, że Hłasko udzielił francuskiej prasie, m.in. literackiemu dodatkowi "Le Figaro" oraz tygodnikowi "L’Express", wywiadów, w których przedstawiał komunizm jako cywilizacyjną katastrofę.

Mimo starań pisarza i wielu życzliwych mu ludzi komuniści nigdy nie wpuścili go z powrotem do Polski. Znalazł się też na indeksie literackim. Zaczął się dla niego okres tułaczki i przeraźliwej tęsknoty, której uciążliwości wzmagała jego życiowa nieporadność, problemy z alkoholem i w małżeństwie z aktorką Sonją Ziemann. Po nieudanych próbach ustabilizowania swojej sytuacji we Francji, a potem w Niemczech Hłasko wyjechał w 1959 roku do Izraela, źle znosząc wygasanie zainteresowania prasy swoją osobą. W "Pięknych dwudziestoletnich" mocno podkoloryzował ten okres życia, przedstawiając go jako czas ciężkiej pracy fizycznej w kibucach, parania się przemytem, tułania po podejrzanych miejscach.

Później kilka lat jeździł po Europie. Bezskutecznie próbował zainteresować wytwórnie filmowe projektami swoich scenariuszy. Zachodnie wydawnictwa mniej chętnie podejmowały się przekładów opowiadań Hłaski, mimo że te były coraz dojrzalsze i bardziej uniwersalne. Wzmacniało to jeszcze jego legendę pisarza przeklętego, bezkompromisowego i niezrozumianego przez współczesnych. Hłasko zawsze mógł liczyć na Jerzego Giedroycia i "Kulturę", ale uzyskiwane tam honoraria nie wystarczały na tułacze życie. Paradoksalnie ten ciężki okres, trwający do 1966 roku, przyniósł najlepsze teksty Hłaski: "Brudne czyny" i "Wszyscy byli odwróceni" (1964), "Drugie zabicie psa" (1965), "Nawrócony w Jaffie" (1966). No i wspomnienia "Piękni dwudziestoletni".

PIĘKNI I PRAWDZIWI

W "Pięknych dwudziestoletnich" Hłasko umacniał swoją i tak już niemałą legendę. Dzieło niby autobiograficzne, z pierwszoosobowym narratorem, identycznym z autorem, opisującym autentyczne wydarzenia. Dokumentalność przeplata się jednak ze zmyśleniem tak ściśle, że nie można było oddzielić jednego od drugiego. Sam autor w zależności od bieżącej potrzeby albo klął się, że to solidna autobiografia i wszystkie wydarzenia w niej zapisane miały miejsce, albo twierdził, że rzecz jest parodią i nie można jej brać poważnie. Powieść, pomimo pozoru ludyczności, stanowiła niewątpliwie gorzkie podsumowanie 32-letniego życia autora. Ale było w niej też coś znacznie większego - wyjątkowy obraz obyczajowy, zaklinający ducha czasów i surowa diagnoza socjalistycznej rzeczywistości.

Po wydaniu "Pięknych dwudziestoletnich" Hłasko wyjechał do Ameryki, pełen planów na podbicie pisarstwem tamtego rynku i współpracę z Hollywoodem. Próbował pisać powieści "amerykańskie", jak "Palcie ryż każdego dnia", do "Kultury" wysyłał znakomite reporterskie "Listy z Ameryki". Mimo ścisłej blokady jego najważniejsza książka - "Piękni dwudziestoletni" - docierała jednak do Polski. Kto nie zdołał jej przeczytać, mógł usłyszeć choćby ustne streszczenia od tych, którzy ją czytali, często obrosłe nowymi treściami. Przyczyniło się to do umacniania legendy Hłaski, szczególnie po jego nagłej śmierci 14 czerwca 1969 roku w Wiesbaden. Dziś pokolenie jego rówieśników chętnie określa się mianem "pięknych dwudziestoletnich".

p