Ich dramatyczny, politycznie niepoprawny związek obfitował we wzloty i upadki, aż do czasu, gdy 40 lat temu przerwała go tajemnicza śmierć "polskiego Jamesa Deana".

Reklama

"Siedząc kiedyś w spodenkach kąpielowych w hotelu Victory i prowadząc rozmowę towarzyską z innymi oprychami, zobaczyłem, że do hotelu wchodzi moja przyszła żona, z którą rozszedłem się w gniewie przed dwoma laty. (...) Popatrzywszy na nią i będąc z usposobienia romantykiem, dokonałem pośpiesznej analizy swych uczuć i skonstatowawszy, iż nie mam absolutnie nic przeciw walucie zachodnioniemieckiej, postanowiłem ją poślubić" - tak Hłasko kończy autobiograficznych "Pięknych dwudziestoletnich". Zdaniem kuzyna, biografa i spadkobiercy praw autorskich Hłaski Andrzeja Czyżewskiego, takie cyniczne przedstawienie motywów ożenku z Sonją ma z prawdą równie niewiele wspólnego jak większa część "Pięknych...". "To jedna z wielu legend stworzonych przez Marka, którymi obrosło to dziwne małżeństwo" - opowiada DZIENNIKOWI Czyżewski.

W relacjach z ich pierwszego spotkania mity mieszają się z prawdą. Był 1957 r., a 23-letni Hłasko został właśnie obwołany nad Wisłą literackim objawieniem dekady. Pisarz pojawił się na planie filmu "Ósmy dzień tygodnia" realizowanego na podstawie jego debiutanckiej powieści w koprodukcji z RFN. "A ta kurwa, to kto?" - miał zapytać Hłasko, wskazując na grającą główną rolę Sonję. 30-letnia aktorka cieszyła się wtedy sławą największej niemieckiej artystki od czasu Marleny Dietrich, a jej poprzednie filmy ściągały do kin tłumy liczone w... dziesiątkach milionów sprzedanych biletów.

Zupełnie inaczej zapamiętała to spotkanie sama Sonja. "Zobaczyłam stojącego pod ścianą młodego i bardzo przystojnego chłopaka. Zwróciłam na niego uwagę, bo przypominał mi mojego pierwszego męża, z którym się wtedy rozstawałam" - wspomina w autobiografii. Sonja niedwuznacznie sugeruje, że to ona rozpoczęła flirt, a sam Hłasko wyglądał raczej na mocno wystraszonego. Ku jej wersji skłania się także Czyżewski. "Marek nie miał w sobie jeszcze wtedy tej legendarnej arogancji i pewności siebie, którą dały mu późniejsze podboje miłosne. W gruncie rzeczy czuł się wtedy niezbyt pewnie w świecie filmowo-literackim i bardzo mu imponowało, że ma romans z piękną supergwiazdą. Można powiedzieć, że to on dał się poderwać" - wspomina.

Reklama

Nie wszystkim ta znajomość się podobała. Agent aktorki Harry Heidemann, sam flirtujący z Sonją, próbował odstraszyć intruza. Jako emisariusz Niemca wystąpił filmowy partner Ziemann Zbyszek Cybulski, który poprosił ją do tańca i rzucił w słabej niemczyźnie: "James Dean nicht gut!". Ale Sonja nie usłuchała, a romans rozwijał się w najlepsze. Gisela Skibowski, która razem z mężem i Heidemannem towarzyszyła kochankom w uwiecznionej w "Pięknych..." podróży do Kazimierza, mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM, że Hłasko biegał wokół Sonji zadurzony po uszy. "Robiliśmy im zdjęcia na rynku w Kazimierzu, zaszliśmy do gospody na bardzo tłuste schabowe. Byliśmy wtedy cały czas razem. A oni wcale prawie nie rozmawiali, tylko tulili się, całowali i uśmiechali" - wspomina Gisela Skibiński. "Sonja do dziś uważa tamte trzy miesiące za najpiękniejszy czas w swoim życiu" - mówi reżyser Wiesław Saniewski, który przygotowując film dokumentalny "Wracając do Marka", spotykał się wielokrotnie z mieszkającą dziś w St. Moritz sędziwą aktorką.

Zdaniem Czyżewskiego dla obu stron miała to być tylko przelotna przygoda. Krótko po wojnie. On Polak, ona Niemka, i to nawet nie z bratniego NRD. "Większość Polaków na dźwięk języka niemieckiego wciąż w pierwszej chwili chciała chować się do bramy. Marek nie wyobrażał sobie, by Sonję przedstawić swojej matce" - wspomina biograf. Poza tym zdjęcia się skończyły, Sonja wyjechała do Niemiec, a Hłasko wrócił do Warszawy. Spotkali się znowu dopiero rok później, gdy zirytowany zmaganiami z cenzurą Hłasko wyjechał z Polski do Paryża. Oficjalnie na literackie stypendium, a tak naprawdę na zaproszenie szefa paryskiej kultury Jerzego Giedroycia.

Hłasko niezbyt dobrze znosił brak zainteresowania jego osobą w obcym kraju i z nudów napisał do Sonji. Ona kręciła w Paryżu film "Colorado" i dała się namówić na spotkanie. Sonja wspomina, że Marek czekał na nią w podparyskiej siedzibie "Kultury" bardzo wzruszony i natychmiast obsypał pocałunkami. Ale obserwująca to spotkanie Zofia Herzowa pamięta je zupełnie inaczej. "Czego ta gestapówka znowu ode mnie chce?" - miał powiedzieć na jej widok Hłasko, przewracając oczami ze zniecierpliwienia.

Reklama

W Paryżu polski James Dean szybko wrócił do formy. "Hłasko pije, błaznuje, bluźni, rozdaje garściami dolary portierowi i hotelowym bojom" - pisał jego przyjaciel Henryk Rozpędowski. "Z Markiem nie jest dobrze. Rozrabia jak w Warszawie. Boję się, bo w październiku kończy mu się paszport" - pisał Jerzy Giedroyć do Andrzeja Bobkowskiego. Hłasko wiedział, że jeśli wróci do gomułkowskiej Polski, szybko wielkiego świata nie zobaczy. Podróżował więc. Włochy, Berlin Zachodni, wreszcie Izrael. Ale pompowana przez francuskie media otaczająca go zła sława sprawiła, że Sonja walcząca wówczas z eksmężem o opiekę nad synem Pierrem, nie chciała się z nim afiszować. Potem przeszła udaną, ale trudną operację usunięcia małego nowotworu. Cierpiała na depresję. Hłaskę niewiele to obchodziło. Kontakt zamarł.

"Love me, love me, say you do. Let my fly away with you" - napisał Hłasko do Sonji na kartce pocztowej z Izraela. Ona przyleciała do niego w przerwie między zdjęciami. Wybrali się w podróż po Galilei. "Marek przy całej aurze dziwkarstwa był facetem zasadniczym. Zawsze jak się z którąś przespał, to zaraz chciał się żenić. Oświadczył się wtedy Sonji, a ona powiedziała, że ze względu na operację nie będzie mogła dać mu dziecka. Hłasko znalazł jedyną prawidłową odpowiedź, że <przecież mamy Pierre’a>. To ją rozkleiło" - wspomina Czyżewski. Wzięli ślub w lutym 1961 r. Małżeństwo przetrwało sześć lat.

"Hłasek siedzi w St. Moritz na fartuszku Soni, podobno bardzo elegancki, nawet myje nogi, ślicznie ubrany i melancholijny" - relacjonował Zygmunt Hertz Czesławowi Miłoszowi. Ale związek przechodził kryzys za kryzysem. Zdaniem Czyżewskiego rozpadł się z powodu niezgodności wyobrażeń o wspólnym życiu. "Oboje byli osobami, które potrzebowały adoracji i opieki, ale słabo sprawdzały się w jej dawaniu. Sonja kochała Marka, ale aktorstwo wymuszało trudny do zaakceptowania przez partnera styl życia: spektakle, zakrapiane alkoholem kolacje i późne powroty, po których on szalał z zazdrości" - mówi Czyżewski. Hłasko z powodu bariery językowej nie mógł też znaleźć sobie miejsca w Niemczech. Zawodowo i finansowo był zabezpieczony, bo jeszcze Giedroyć załatwił mu kontrakt w kolońskim wydawnictwie Kiepenheuer und Witsch, gdzie mógł nawet pobierać zaliczki na poczet przyszłych powieści. Ale nie czuł się dobrze nad Renem. "Hłasko potrafił oddać atmosferę warszawskiej ulicy czy Izraela, nawet USA, ale o Niemczech sądził, że to temat dla ślusarza, ale nie dla człowieka piszącego" - mówi DZIENNIKOWI Michael Duering, slawista z uniwersytetu w Kilonii.

Hłasko nudził się i wściekał w obcym kraju. "Żyję w tym grobie" - pisał do przyjaciela o mieszkaniu w Berlinie. Ożywiał się tylko wtedy, gdy zdarzała się okazja do draki. Biograf Hłaski Barbara Stanisławczyk w książce "Miłosne gry Marka Hłaski" opisuje, jak po kilku kieliszkach brandy ojciec i brat Sonji zaczęli odgrywać kampanię wrześniową na ziemiach polskich. Brat był majorem, ojciec zaś pułkownikiem: "Herr Major, bitte bringen Sie Landkarte..." i tak dalej. Markowi wykrzywiła się twarz z wściekłości, rzucił się na nich z pięściami. Sonja w płacz. Następnego dnia wieczorem znowu wspólna kolacja. Ojciec ma zabandażowaną głowę, brat Sonji podbite oko, Marek podrapany. Wszyscy się godzą, całują. Ojciec z Maruniem, Marunio z bratem. Po kilku kieliszkach następuje powtórka z poprzedniego wieczoru: Herr Major... A Marek za żyrandol i buja...". "Sonja dzwoniła czasem do nas i żaliła się. Z jej opowieści wyłaniał się obraz Marka, który był autentyczny jak dziecko, do granic wytrzymałości. Robił dokładnie to, co chciał, nie oglądając się na nic. Miał na przykład pomysł, by jeździć po Niemczech ciężarówką. A ona już widziała te wyśmiewające ją nagłówki w prasie" - mówi nam Gisela Skibowski, przyjaciółka Sonji.

W tym czasie zaczął ciężko chorować syn Ziemann Pierre. Marek kilka razy przedawkował środki nasenne, lądował w szpitalach, czasem na komisariatach za awantury. Gdy się opamiętywał, pisał czułe listy i przepraszał. Rozwód był nieunikniony. "Sonja powiedziała mi: musiałam wybierać, ukochany mąż czy ukochany syn. Wybrałam dziecko" - wspomina Czyżewski. Hłasko wyjechał do USA, gdzie razem z Romanem Polańskim i Krzysztofem Komedą mieli założyć trio, które podbije Hollywood.

Mimo rozwodu zachowali ze sobą kontakt. Po kilku miesiącach Sonja podjęła jeszcze jedną próbę odzyskania Marka. Szansą były planowane na kwiecień 1969 r. zdjęcia do ekranizacji izraelskiego opowiadania Hłaski "Wszyscy byli odwróceni" dla niemieckiej telewizji ZDF. Ziemann miała w nim zagrać główną rolę. Spotkali się na zdjęciach. Według relacji Sonji znów było jak podczas pracy przy "Ósmym dniu tygodnia" dwanaście lat wcześniej. Wierzyła, że związek da się odbudować. Czyżewski przekonuje, iż Hłasko też chciał się wtedy ustatkować, tyle że nie z Sonją, a z Izraelką Ester Steinbach. Wyjechał wprawdzie z Izraela do Niemiec, ale jego zdaniem tylko po to, by załatwić kilka spraw finansowych z ZDF. Miał już podobno powrotny bilet lotniczy do Jerozolimy. Zatrzymał się w Wiesbaden w domu zaprzyjaźnionego producenta telewizyjnego Hansa Juergena Bobermina. Był 14 czerwca. Gospodarze położyli się po północy. Hłasko chciał jeszcze posłuchać muzyki. Rano znaleziono go martwego. U 35-latka stwierdzono przedawkowanie środków nasennych.

Podczas pogrzebu w Wiesbaden Sonja pojawiła się w czerni. Sprawiała wrażenie pogrążonej w głębokim smutku wdowy.