Od rana w środę w redakcji "Gazety Pomorskiej" urywały się telefony. Makabra, okna nie można otworzyć, przecież ten fetor zwala z nóg, ten smród aż gryzie w oczy - skarżyli się czytelnicy.

Na poszukiwanie źródła chmury smrodu ruszyły odpowiednie służby. "Dwóch ludzi chodzi z nosami przy studzienkach" - mówił gazecie prezes chojnickich wodociągów Tomasz Klemann. "Albo coś zostało zrzucone do sieci, albo do kanalizacji deszczowej. Jest też taka możliwość, że gnojowicę wylano na pola" - sugerował.

Reklama

>>>Desperat oblał bank gnojówką

Tym tropem ruszyła Straż Miejska. "Jeździmy po mieście i szukamy, gdzie jest wylana gnojowica" - informował jej komendant Tadeusz Rudnik.

Po kilku godzinach wszystko było jasne. Prawie kilometr pod miastem, w Nieżychowicach jeden z rolników wylał na swoje pole gnojowicę.

"Doszło do zbiegu nieszczęśliwych okoliczności - ziemia była nagrzana i intensywnie parowała, a kierunek wiatru był właśnie na Chojnice" - wyjaśnia "Gazecie Pomorskiej" Maciej Drozd, inspektor w Urzędzie Gminy.