Kazimiera J. zamieniła mieszkanie w Świdniku w wysypisko już kilkanaście lat temu. Co noc znosiła nowe odpadki. "Dochodziło do tego, że państwo J. jedli na klatce, bo w domu nie było już miejsca" - opowiada "Polsce" jedna z sąsiadek. Po bloku ganiają stada karaluchów, smród jest okropny.
Sąsiedzi przez lata prosili służby miejskie o interwencję. Te zareagowały raz. Mieszkanie ze śmieci opróżniono cztery lata temu. Ale szybko znowu sięgały po sufit.
Tym razem sąsiędzi zaalarmowali służby, bo mąż Kazimiery J. od kilku miesięcy nie dawał znaku życia. Poważnie schorowany Witold J. do tej pory kontaktował się ze światem gwizdkiem. Jednak sąsiedzi przestali go słyszeć.
>>>Bronią się krzyżem przed spalarnią śmieci
Dotarcie do mężczyzny nie było latwe. Zajęło trzy godziny. Witold J. był praktycznie zakopany pod śmieciami. "Kiedy nas zobaczył, poprosił od razu po wodę" - mówi "Polsce" pracownica świdnickiego MOPS-u. "Był wychudzony, nie mógł chodzić" - dodaje.
Kazimiera J. nie oddała swoich śmieci po dobroci. Kobieta zaatakowała policjantów i została przewieziona do szpitala psychiatrzycznego na badania. Co dalej stanie się z małżeństwem? "Liczę, że ta kobieta zostanie zatrzymana w jakimś szpitalu czy ośrodku. A mężczyzną zajmie się rodzina" - mówi gazecie Wiesława Wypchło, prezes do spraw techniczno-eksploatacyjnych spółdzielni mieszkaniowej, do której należy blok przy ul. 3 maja.
Jeśli tak się nie stanie, to małżeństwo zapewne zostanie przeniesione do innego mieszkania. Spółdzielni potrzebny jest do tego sądowy wyrok.