Mieszkańcy ze Ściborzyc Wielkich (woj. opolskie) są wstrząśnięci. "Kłócić się można. Ale żeby od razu ucho zjeść!?" - łapią się za głowy ludzie.

Był już wieczór. Bolesław K. siedział w barze przy remizie i popijał piwo. Kątem oka wypatrzył przez okno przejeżdżającego sąsiada, szanowanego komendanta ochotniczej straży pożarnej, Damiana W.

Reklama

A że w barze już było pusto, postanowił zakończyć dzień pogawędką z sąsiadem. Wstał od stolika i podszedł do znajomego. Pochwalił jego auto, razem zachwycali się ciepłą pogodę, obgadali wójta, ponarzekali, jak to teraz ciężko. I już mieli się pożegnać, gdy Bolesław rzucił na odchodne: "Musimy się kiedyś napić. Najlepiej tego piwa z naszego baru. Z puszki". Damian odwrócił się na pięcie i odburknął: "Piję tylko butelkowe".

I wtedy się zaczęło. Kłótnia o lepszy smak piwa w butelce od tego z puszki przerodziła się na początku w bójkę. Damian w pewnym momencie wbił się zębami w ucho Bolesława - czytamy w "Fakcie".

"Resztkami sił zdołałem się jakoś wyrwać, ale wtedy on przytrzymał mnie za twarz i ugryzł w drugie ucho" - opowiada Bolesław K. "Poczułem przeraźliwy ból. Kiedy dotknąłem ucha, zorientowałem się, że ten drań odgryzł mi je" - opowiada. A Damian W. po prostu wrócił do domu.

Reklama

Ranny Bolesław K. z krwawiącym uchem jakoś zdołał dotrzeć do głubczyckiego szpitala. Kiedy chirurg zobaczył zalanego krwią pacjenta, natychmiast zadzwonił na policję.

"To ten wariat napadł na mnie, a ja musiałem się bronić. Nogę mi złamał" - udaje teraz niewiniątko krewki strażak. Za uszkodzenie ciała sąsiada grozi mu nawet 10 lat więzienia.