Gerard Hajda, były prezydent Zabrza, a ostatnio szef Zabrzańskiego Przedsibiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, wracał w piątek z pracy - ustalił "Fakt". Wsiadł do 40-letniej windy w swoim sześciopiętrowym bloku. Ten dźwig ma wahadłowe drzwiczki, które trzeba domknąć, by winda ruszyła. Kiedy poczuł ból, upadł na kolana. Wtedy winda stanęła.

Reklama

Próbował wzywać pomocy, naciskał guzik alarmowy, krzyczał. Na próżno. Mieszkańcy, przyzwyczajeni do tego, że winda często nie działa, nie zaalarmowali nikogo. Mężczyzna zmarł. 28 godzin leżał w niewielkiej elaznej klitce.

Znalazła go dopiero córka. Dzwoniła do ojca na komórkę i idąc po schodach w dół, usłyszała dźwięk jego telefonu dobiegający z windy. Wezwała pogotowie i techników obsługujących windę. Niestety, gdy otworzono drzwi windy, na ratunek było za późno. Lekarz stwierdził zgon.

"Ta winda od lat się zacina, zgłaszamy co chwila awarię, przychodzą, pogrzebią, a nasz koszmar trwa dalej. Potem tłumaczą, że winda, mimo że jest stara, nadaje się do eksploatacji" - denerwuje się Alicja Piotrowska, lokatorka z trzeciego piętra. "Powinni nam już dawno wymienić ten stary rupieć na nowoczesne urządzenie. Czy trzeba było tak strasznej tragedii?!"

Reklama

Gdyby winda była sprawna, pewnie udałoby się uratować życie konającemu człowiekowi. Nawet po otwarciu wewnętrznych drzwi, ktoś z lokatorów mógłby ściągnąć windę na parter i wezwać karetkę. W Zabrzańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej nikt nie chce przyznać się do winy. "Urządzenie było dopuszczone do ruchu, a 4 maja przeszło pomyślnie przegląd techniczny" - tłumaczy Włodzimierz Bosowski, dyrektor w ZSM.