Była niedziela. Kasia, która przyjechała z Austrii do swoich dziadków w Ustroniu, wybrała się z koleżanką na spacer. Weszły na podwórze przy ul. Belwederskiej. Zainteresowały się ozdobioną kamieniami studnią. Kasia stanęła na deskach, które przykrywały otwór - pisze "Fakt".

Reklama

I wtedy spróchniałe drewno pod dziewczynką pękło i mała wpadła do studni. Spadając, zamknęła oczy. Nagle po kilku sekundach poczuła, że już nie leci w dół. "Otworzyła oczy i się rozejrzała. Tkwiła w wodzie, która sięgała jej do pasa" - pisze "Fakt.

Gdy Kasia stwierdziła, że nic jej się nie stało, zaczęła wzywać pomocy. Sama nie była w stanie wyjść na powierzchnię. Głęboka na 22 metry studnia nie miała żadnych uchwytów, nic, po czym można by się było wspiąć.

Koleżanka Kasi pobiegła po pomoc. Wezwano pogotowie i strażaków ze specjalistycznym sprzętem. Przyjechali błyskawicznie. Starszy strażak Maciej Mijal natychmiast włożył szelki ratownicze i przypiął pas, aby na dole umocować w nim Kasię. Asekurował go mł. asp. Bronisław Szalbót.

Reklama

"Kasia była bardzo dzielna. Cały czas rozmawiałem z nią, wyjaśniałem, co robię" - opowiada Mijal. "Dziewczynka mówiła, że się nie boi, wiedziała, że ją uratujemy. Gdy do niej dotarłem, zapiąłem ją w pas ratowniczy, a koledzy podpięli drugą linę. To właśnie na niej powolutku, przy pomocy wozu bojowego, wyciągali nas na powierzchnię" - powiedział "Faktowi" strażak.

Dziecko życie zawdzięcza wodzie, która była na dnie studni. Raptem 80 cm deszczówki zadziałało jak amortyzator. Gdyby było więcej wody, dziewczynka by się utopiła. Kasia trafiła wprawdzie do cieszyńskiego szpitala, ale tylko na obserwację. "Zrobiliśmy badania i prześwietlenia. Nie ma żadnych wewnętrznych obrażeń. Jeszcze w tym tygodniu będzie mogła wrócić do domu" - mówi Andrzej Marcickiewicz, ordynator oddziału chirurgii dziecięcej Szpitala Śląskiego w Cieszynie.