Znów, od poniedziałku do piątku, będę widywać dziecko tylko w czasie wieczornej kąpieli. Dokładnie tak samo, jak pół roku temu, zanim zaczęliśmy w DZIENNIKU akcję Matka Polka Pracująca i telepracowy eksperyment. Marta miała wtedy rok. Codziennie rano mąż przebierał ją z piżamki w ubranie, a ja wychodziłam do pracy. Wracałam, gdy Marta zbierała się do snu.

Reklama

Na początku lutego redakcja zgodziła się, żebym pisała teksty w domu i przysyłała je e-mailem. Byłam w siódmym niebie. Do moich obowiązków doszedł nowy - informowanie czytelników, jak wygląda rzeczywistość telepracującej matki. Pisałam uczciwie o jej wadach i zaletach. Głównie jednak o zaletach. Wielokrotnie przekonywałam, że urodziłam się po to, żeby telepracować.

Decyzję, żeby wrócić do redakcji podjęłam sama, wprawiając w osłupienie szefów. Dlaczego? Bo coś się zmieniło. Dziś, jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało, rozstania z Martą nie przerażają mnie już tak jak niegdyś. Jednak powodów, dla których zdecydowałam się wrócić do redakcji, było więcej.

Przykład pierwszy. Zwykły dzień pracy - ja piszę tekst, Marta wraca z opiekunką ze spaceru. Idę się przywitać. Z jednej strony korytarza ja, a z drugiej półtoraroczne dziecko, które wyciąga malutką rączkę... po to, by mnie odepchnąć. Jest pora obiadu i mała myśli tylko o tym. A w mojej głowie rodzi się rewolucyjna myśl: komu naprawdę jest potrzebna nieustanna bliskość. Marcie? Czy może raczej mnie?

Reklama

Przykład drugi. Piątek rano, telefon od jednego z redaktorów. Głos surowy, ton rozliczeniowy.

- Możesz mi łaskawie powiedzieć, gdzie jest tekst, który obiecałaś na dziś? Teraz złość zaczyna zalewać mnie.

- Przecież wczoraj zleciłeś mi co innego.

Reklama

On: - Ale myślałem, że zrobisz jedno i drugie.

Ja: - A jak miałam to zrobić?

Chłodny koniec rozmowy, a ja myślę o niej przez cały weekend. Boję się, że mnie wyrzucą z pracy. W poniedziałek jadę do redakcji i proszę szefa na stronę. "To nie moja wina" - zaczynam. " Z czym?" - drapie się w głowę szef. "A, z tamtym. Zupełnie o tym zapomniałem" - mówi. Gdybym była w redakcji w piątek, już wtedy wiedziałabym, że nic się nie stało.

Przykład trzeci. Dyżur w redakcji. Jeden z nielicznych, bo przyjeżdżam tu zaledwie trzy razy w miesiącu. Mam pisać duży tekst, który wymaga wielkiego wysiłku i przynosi satysfakcję. Kiedy ostatnio dostałam takie zlecenie do domu? "Kiedy cię nie widzę, zapominam o tobie" - tłumaczy szef.

I ostatni przykład. Teściowa, dla której Marta to najważniejszy człowiek na ziemi, mówi: "Nie wydaje ci się, że telepraca blokuje twój rozwój zawodowy? Nie powinnaś myśleć, że kiedy idziesz do pracy, zaniedbujesz dziecko".

Znowu osłupiałam. I zrozumiałam, że czas wracać do redakcji. Jestem już gotowa patrzeć rano, jak Marta robi "pa, pa" wiedząc, że zobaczymy się dopiero, gdy ona będzie już ziewać. Taki jest porządek naszego świata.

Telepraca nie znika jednak z naszej redakcji. Od sierpnia będzie ją wykonywać i opisywać koleżanka z działu opinii Basia Kasprzycka, mama niespełna półrocznej córeczki.


Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: Kiedy dziecko jest gotowe na całodzienne rozstanie z matką?

Małgorzata Ohme:
Kiedy się dobrze do niej przywiąże. Mówi się, że dziecko, które jest z matką zbyt blisko, ma później problemy z odseparowaniem się od niej. A jest dokładnie odwrotnie. Gotowe na rozstanie z matką jest dziecko, któremu dobra i bezpieczna więź z mamą daje odwagę wobec świata i innych ludzi oraz ufność, że nie zostanie skrzywdzone, kiedy się od niej oddali. Natomiast dziecko, które nie było z matką dostatecznie blisko, ma problem z separacją, bo jego potrzeba miłości i bliskości nie została zaspokojona.



A kiedy dziecko jest już dobrze przywiązane do matki?

Mówi się, że są do tego potrzebne co najmniej pierwsze miesiące życia, ale to indywidualna sprawa, która w dużym stopniu zależy od matki. Jedna będzie rozpoznawać potrzeby dziecka, przytulać je i tworzyć bliskość cielesną. Jej dziecko szybciej zacznie postrzegać świat jako bezpieczny, będzie wobec niego ufne i w konsekwencji gotowe na rozstanie. Druga matka zaś będzie z dzieckiem nawet rok, ale mimo to pozostanie nieobecna psychicznie, nie stworzy dobrej więzi. I jej dziecko może nie być gotowe na rozstanie. Wszystko zależy od jakości kontaktu, a nie tylko ilości spędzanego czasu.



Ale jak rozpoznać, że dziecko jest gotowe na rozstanie?

Po tym, że jest otwarte na innych, nawiązuje z nimi kontakt, nie płacze stale na widok obcych, zostaje z innym opiekunem niż mama i nie widać jakiś drastycznych konsekwencji w postaci utraty apetytu, zaburzonego rytmu snu czy dolegliwości somatycznych, jak bóle brzucha czy wymioty.



A jak matka może przygotować się na rozstanie?


To bardzo indywidualna sprawa. Jedne kobiety są gotowe szybciej, inne muszą długo dojrzewać z dzieckiem. Gotowość do rozstania z dzieckiem bierze się też z samej zgody na taką myśl. Z tego, czy mamy odwagę odrzucić stereotypy, że dobra matka to taka, która długo jest z dzieckiem, podporządkowuje swoje życie jego życiu. Usłyszałam kiedyś od pediatry: to nie dziecko jest dla pani, ale pani dla dziecka. W pierwszej chwili poczułam się winna, ale później przyszło otrzeźwienie. Nieprawda! Chodzi o dopasowanie się. Nie może być tak, że kobieta chodzi cały dzień w piżamie, nieumyta, bo dziecko ciągle płacze, a ona nie ma czasu o siebie zadbać. Dziecko trzeba dostosować do swojego stylu życia, bo przyszło na świat w tej


















rodzinie, a nie innej. Są dzieci, które rozrabiają do północy, ale rodzicom to nie przeszkadza, bo sami są sowami i wolą, żeby rano dłużej pospało. A ja wolę, by poszło spać o siódmej i wstało o szóstej, bo chcę spędzić trochę czasu z mężem. Wiele osób powie, że jestem egoistką. A ja pytam, czy dziecku będzie lepiej, jeśli wstanę rano wkurzona, bo poprzedniego dnia nie miałam chwili spokoju?



Ale teściowa natychmiast uzna nas za wyrodną matkę!

Kobieta to nie tylko matka, ale też czyjaś żona, kochanka, córka, przyjaciółka! Jeśli psują się relacje między nią a partnerem, to sytuacja jest fatalna dla wszystkich, także dla dziecka, bo ono te złe emocje wchłania jak gąbka.



Czyli matka jest gotowa na rozstanie z dzieckiem, kiedy odrzuci stereotypy?


Nie chodzi tylko o stereotypy. Trudności w rozstaniu z dzieckiem mogą mieć różne przyczyny. Czasami jest to lęk przed podjęciem różnych innych obowiązków: pracy na przykład. Bycie matką zwalnia nas od innych ról; tłumaczy brak rozwoju osobistego. Są mamy, które z tego korzystają, ale znam też takie, które mimo zmęczenia w każdej wolnej chwili śledzą w internecie zmiany w prawie podatkowym, uczą się języka angielskiego albo nadrabiają zaległości literackie.










Czasami też mamy boją się rozstać z dzieckiem, bo to oznacza powrót do małżeństwa, bliskości, seksu. Problemy, które zostały zamiecione pod dywan, odżywają i wymagają konfrontacji. Wielu kobietom trudno jest przyznać się, że nie wystarcza im rola matki - takie stwierdzenie spotyka się z krytyką, nawet w środowiskach wykształconych. Żyjemy w świecie skoncentrowanym na dzieciach.



Matkom pewnie łatwiej byłoby przełamywać stereotypy, gdyby miały pewność, że dzieciom nie dzieje się krzywda.

Więc trzeba zawierzyć intuicji. Samemu zdecydować, kiedy jest się gotowym na wyjście z domu, na całodzienne rozstanie. Tylko trzeba dobrze się w siebie wsłuchać. Czy moja gotowość zależy od tego, co inni mówią, czy od tego, co sama czuję? Wszystko trzeba traktować indywidualnie. Podręczniki mówią, że nie powinno się spać z dzieckiem w jednym łóżku, bo to wyrabia złe nawyki i sprawia, że łóżko nie należy do rodziców. Prawda.





Ale jeśli matka pracuje cały dzień, ma dziecko przy sobie głównie w nocy i tylko wtedy może je przytulić, to ma je wyganiać na siłę do łóżeczka, bo tak mówi podręcznik? Skoro obie strony potrzebują bliskości, niech śpią razem. Zauważyłam, że rodzice tracą naturalną intuicję. Przychodzą do psychologa i pytają: co powinniśmy zrobić? I słyszą: jak wam się wydaje? Zazwyczaj wydaje im się dobrze, tylko sami sobie nie ufają. Nie pytajcie innych, jak wychowywać dzieci, bo sami wiecie najlepiej.


Małgorzata Ohme jest psychologiem dziecięcym, wykładowcą Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i psychoterapeutą w Centrum Psychoterapii SWPS w Warszawie.