Ustalenia inspektorów NIK są miażdżące dla pięciu szefów MSWiA: od Ludwika Dorna, który rozpoczął urzędowanie w listopadzie 2005 roku, po aktualnie urzędującego Jerzego Millera. Ich „nieusystematyzowane, niespójne działania” zostały negatywnie ocenione „pod kątem legalności, rzetelności i celowości działania”. W ocenie inspektorów realnie zagrożone jest zbudowanie tego systemu do rozpoczęcia Euro 2012. – Europejczycy są przyzwyczajeni, że gdy padną ofiarą przestępstwa, widzą pożar lub potrzebują pomocy medycznej, dzwonią pod 112 – wyjaśnia jeden ze strażaków, który pracował nad koncepcją funkcjonowania numeru 112 w Polsce.
Na konieczność ujednolicenia systemu ratunkowego Komisja Europejska wskazała już w 2002 roku. Z raportu NIK wynika, że pieniądze nie są problemem. Dzięki staraniom m.in. Andrzeja Machnacza, zdymisjonowanego niedawno szefa Centrum Projektów Informatycznych w MSWiA, i szefowej Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anny Streżyńskiej Bruksela przyznała nam na ten projekt ok. pół miliarda złotych. Tyle że każdy kolejny minister przekreślał dorobek poprzednika i zaczynał prace na nowo. W efekcie dziś w kraju działa jedynie atrapa systemu. Gdy wykręcimy ten numer z komórki, telefon odbierze policjant. Jeśli ze stacjonarnego – słuchawkę podniesie strażak. Oni przekazują sprawę odpowiedniej służbie. Tyle że – jak zauważają inspektorzy – to wydłuża drogę prośby o ratunek nawet do kilkunastu minut. Jeszcze gorzej jest z usługą lokalizowania dzwoniącej osoby. Podczas badań błąd sięgał nawet 100 kilometrów. Podobnie źle jest ze znajomością języków obcych. Spośród ok. 300 policjantów ledwie kilku zna angielski lub niemiecki. Nieco lepiej z tymi umiejętnościami jest u strażaków. Mimo to inspektorzy pozytywnie oceniają wysiłki komendantów głównych policji i straży pożarnej.
Dwa lata temu ówczesny szef MSWiA Grzegorz Schetyna opracował rozporządzenie, według którego centra powiadamiania ratunkowego będą budowane w oparciu o straż pożarną. W centrach mieli pracować strażacy, policjanci i dyżurni pogotowia. Dzięki temu mogli natychmiast wysłać potrzebne siły do akcji. Jednak minister Miller wrócił do koncepcji z czasów PiS, by CPR-y powstały pod nadzorem wojewodów. Telefony mają w nich odbierać nowo zatrudnieni urzędnicy i dopiero przekazywać informacje konkretnej służbie. Nowa koncepcja wydłuży wdrożenie systemu w życie o kolejny rok.