Warszawski sąd rejonowy drugi dzień kontynuuje słuchanie mów końcowych w tej sprawie. Broniący kardiochirurga mec. Adam Jachowicz wskazywał, że sprawy nie da się postrzegać w oderwaniu od sytuacji politycznej sprzed pięciu lat i uwarunkowań związanych z - wówczas niedawno utworzonym - Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Państwo nie zapanowało nad tą służbą, dało ogromne pieniądze komuś, kto w części nie potrafił tego wykorzystać - zaznaczał.

Reklama

Według obrońcy zarzuty korupcyjne nie są jednoznaczne w ocenie. Często rodzina pacjenta w wypadku śmierci bliskiego szuka winnych wśród lekarzy - zaznaczył. Dodał, że za postawionymi kardiochirurgowi zarzutami mobbingu może kryć się natomiast "urażona ambicja" podległych mu lekarzy. Ten akt oskarżenia od początku się kruszy, jest to dzieło nadające się do podparcia biurka - ocenił.

Sam oskarżony w swym wystąpieniu podkreślał, że nie czuje się winny, apelował również do sądu o sprawiedliwość. Mam nadzieję, że już żaden chirurg nigdy nie będzie zatrzymywany przez służby specjalne w drodze na salę operacyjną - mówił Mirosław G. Poprosił też sąd o podjęcie próby wyjaśnienia, jak to możliwe, aby stosując reguły prawa można było krzywdzić ludzi. Po tych czterech latach postępowania sądowego absolutnie nie czuję się winny - zaznaczył.

Odnosząc się do zarzutów dr G. powiedział, że w jego szpitalu nie mogło być korupcji, bo na kardiochirurgii w tym czasie były wolne łóżka. Każdy chory był traktowany tak samo, jako człowiek - zaznaczył i dodał, iż liczyły się przypadki trudne i wymagające szybkiej pomocy. Odrzucał także stawiane mu przez prokuraturę zarzuty o mobbing. Prawa pracownicze są dla chirurga pewną abstrakcją, bo nigdy nie wie, kiedy skończy operację. To nie praca w magistracie. Nie wymagałem od pracowników więcej niż tego, co wymagano ode mnie i ja od siebie" - podkreślił.

Prokurator w czwartek zażądał dla dr. G. kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 200 tys. zł grzywny, przepadku pieniędzy z łapówek i obciążenia kosztami procesu. Wobec pacjentów zawnioskował o warunkowe umorzenie postępowania bez wymierzania kary. Wyrok zostanie ogłoszony 4 stycznia.

Były ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA, 52-letni dziś dr Mirosław G. został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. - agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach. Mówiąc o czynnościach Biura m.in. w domu rodzinnym dr G. powiedział w piątek przed sądem: Moja rodzina w historii tylko trzy razy miała naruszony mir domowy - przez Wehrmacht, Gestapo i CBA.

Proces rozpoczął się w listopadzie 2008 r. Oskarżony nie przyznaje się do zarzuconych czynów. Zapewnia m.in., że nigdy nie warunkował operacji od łapówki. Przyznawał, że pacjenci sporadycznie zostawiali mu koperty z pieniędzmi, które on oddawał na potrzeby szpitala. Proces jest precedensowy m.in. jako sprawa o granice między korupcją a "okazywaniem wdzięczności" lekarzom przez pacjentów po operacjach.