Nasza dyplomacja i wszystkie służby państwowe czynią w sprawie porwanego Polaka w Syrii wszystko, co mogą. Te wysiłki mają najwyższy priorytet – napisało w odpowiedzi na nasze pytania biuro prasowe MSZ. – Działa międzyresortowy zespół ds. uprowadzeń obywateli polskich za granicą, którego prace koordynuje MSZ. Jesteśmy w kontakcie z sojusznikami. Rodzina jest informowana o naszych działaniach. Sytuacja jest jednak bardzo trudna. To niezwykle skomplikowany region, ze zmieniającymi się liniami frontów i stref wpływów. Dla dobra Polaka nie będziemy podawać ściślejszych wiadomości – dodaje resort dyplomacji.
Jak naprawdę wygląda sytuacja Marcina Sudera, okaże się zapewne dopiero wtedy, gdy cała sprawa się zakończy. – To, że został porwany na terenie kontrolowanym przez rebeliantów, jest korzystne o tyle, że potencjalne bombardowania wojska Asada przez kraje Zachodu nie powinny mieć większego wpływu na jego sytuację – ocenia David Butter z brytyjskiego ośrodka analitycznego Chatham House.
Mniejszym optymistą jest prof. Andrzej Misiuk z Zakładu Nauki o Bezpieczeństwie Uniwersytetu Warszawskiego. – Wojna takie przypadki komplikuje. Zakładnik może być przenoszony, pojawiają się trudności w dotarciu do osób decyzyjnych. W najgorszym wypadku rebelianci mogą się wtedy decydować na radykalne kroki – twierdzi.
Działania polskich służb wywiadowczych są w tym wypadku objęte tajemnicą. Oficjalne stanowisko naszego rządu jest takie, że z terrorystami nie negocjujemy. Jednak na podstawie podobnych porwań Polaków z ostatnich lat można wyciągnąć pewne wnioski. Cztery lata temu talibowie w Pakistanie po prawie pół roku przetrzymywania zamordowali inżyniera Piotra Stańczaka. Na plus można zapisać służbom, że udało im się nawiązać kontakt z tymi, którzy Polaka przetrzymywali. Jedna z hipotez głosi, że inżyniera nie udało się uratować, bo porywacze musieli zmieniać kryjówkę w wyniku ofensywy wojsk pakistańskich (decyzja o zamordowaniu Stańczaka miała zapaść po tym, jak rząd w Islamabadzie po naciskach ze strony USA wznowił wojnę z ruchem Tehrik-e-Taliban). Przy okazji popełniono jednak wiele błędów. – W ciągu pół roku działania międzyresortowy zespół kierowany przez MSZ zmieniał szefa cztery razy. Jak w takich warunkach można efektywnie pracować? – pyta były wysoki funkcjonariusz służb.
Reklama
Inaczej wyglądało porwanie Teresy Borcz w Iraku w 2004 r. Uwolniono ją po miesiącu – polskie służby, choć oficjalnie nikt tego nie potwierdza, zapłaciły okup. Teraz scenariusz może być podobny. Będzie oparty na współdziałaniu z zaprzyjaźnionymi wywiadami, które w tym rejonie mają rozwiniętą sieć kontaktów. Chodzi o USA, Francję i Wielką Brytanię, które nieoficjalnie już są zaangażowane militarnie w Syrii, a także Izrael. Siły specjalne tych państw współpracują z umiarkowanymi grupami rebelianckimi i mają najlepsze rozpoznanie terenu. Czas, gdy polskie służby miały dość duże możliwości na Bliskim Wschodzie, się skończył. – By sprawnie działać, służby potrzebują ciągłości, a my pracowników operacyjnych często się pozbywaliśmy – tłumaczy Andrzej Misiuk.
Jak podobne sytuacje rozwiązuje się w Niemczech, opowiada były policyjny negocjator Dariusz Loranty. – Oni w wielu krajach utworzyli stowarzyszenia przyjaźni między państwami, np. algiersko-niemieckiej. I gdy są porwani obywatele RFN, członkowie takich organizacji jadą do kraju porwania i pomagają w uwolnieniu. Są pośrednikiem między niemieckimi służbami a porywaczami – mówi Loranty. – Oficjalnie niemieckie państwo nie ma z tym nic wspólnego; wykupienia dokonuje biznesmen czy inna postać, która w regionie nie jest anonimowa – wyjaśnia ekspert. Dodaje, że wykupienie dziennikarza jest szczególnie istotne. – Choć pracuje na własny rachunek, to informacje, których dostarcza, stają się publiczne. Polskiemu państwu na jego uwolnieniu powinno zależeć tak samo jak na odzyskaniu żołnierza – komentuje.
O tym, że sytuacja nie jest beznadziejna, może świadczyć to, że dwa tygodnie temu z syryjskiej niewoli uciekł amerykański fotoreporter. Dziennikowi „New York Times” Matthew Schrier opowiadał o tym, jak był torturowany przez powiązaną z Al-Kaidą grupę Dżabhat al-Nusra. Mówił, że porywacze ogołocili mu rachunki bankowe, korzystali z jego konta na portalu aukcyjnym eBay, kupowali komputery i części samochodowe oraz używali jego skrzynki e-mailowej. Jego warunki polepszyły się dopiero wówczas, gdy przeszedł na islam. Udało mu się uciec przez niewielkie okno w celi niedaleko Aleppo, a inna grupa rebeliancka odwiozła go na granicę turecką. Jego gehenna trwała siedem miesięcy. Schrier podobnie jak Suder jest freelancerem. W niewoli wraz z nim przebywał inny Amerykanin, któremu nie udało się zbiec.
Polski fotoreporter Marcin Suder został porwany 24 lipca w miejscowości Saraqeb w prowincji Idlib w biurze prasowym syryjskiej opozycji.