Wczoraj odbyły się kolejne spotkania w ramach akcji „Twój Białystok 2020”. To inicjatywa prezydenta miasta Tadeusza Truskolaskiego, który deklaruje, że rozmawia z mieszkańcami, bo chce, aby oni też mieli wpływ na to, w jaki sposób zostaną wydane pieniądze z nowej perspektywy unijnej.
To już drugie spotkanie z tego rodzaju. Tym razem miejscy urzędnicy rozmawiali z lokalnymi przedsiębiorcami o tym, w jaki sposób poprawić w mieście klimat dla przedsiębiorczości. Tak, by dla białostoczan było więcej pracy. W styczniu stopa bezrobocia w Białymstoku wyniosła 13,4 proc., a na Podlasiu - 15,1 proc.
Pierwsze spotkanie w ramach akcji „Twój Białystok 2020” miało miejsce w listopadzie. Zainaugurowana wówczas została akcja zbierania opinii mieszkańców na podstawie której został sporządzony raport.
Przez niemal dwa miesiące swoje propozycje nadesłało ponad 500 mieszkańców. Okazało się, że ponad połowa osób mieszkających w tym mieście domaga się wpierania przez miasto przedsiębiorczości. Pozostali budowy dróg oraz lotniska. Chciałaby go więcej niż co czwarta osoba, która zabrała głos.
Lotnisko na ścianie wschodniej jest tym bardziej potrzebne, że według danych Głównego Urzędu Statystycznego Podlasie jest na trzecim miejscu w Polsce pod względem liczby gospodarstw domowych, w których choć jedna osoba z domu na stałe przebywa za granicą. W listopadzie ubiegłego roku w tygodniku „The Economist” znalazł się nawet artykuł, z którego wynikało, iż Belgowie są przekonani, że stolicą Polski nie jest Warszawa, a... Siemiatycze. Wszystko z powodu ilości emigrantów z tego miasteczka, którzy wyemigrowali do Brukseli. I wyjeżdżają nadal, bo co tydzień z Siemiatycz wciąż wyruszają trzy autobusy z emigrantami.
Anita Gwaj wyemigrowała z Podlasia do angielskiego Bristolu. Za granicą jest już osiem lat i choć tęskni do kraju, wracać na stałe nie planuje. - Byłam w Białymstoku zaraz po Bożym Narodzeniu. To miasto bardzo się zmieniło, są fajne galerie handlowe, kina czy restauracje. Ale jak się z tego cieszyć, kiedy w regionie wciąż trudno o pracę. Chociaż żyje się tu coraz wygodniej, ludzie i tak emigrują, bo gdzieś trzeba zarobić na życie - mówi emigrantka.
Prof. Krystyna Iglicka, demograf i rektor Uczelni Łazarskiego zwraca uwagę, że próba zatrzymania mieszkańców to jedno z najważniejszych zadań w miastach poszczególnych regionów. - Ludzie z prowincji w pierwszej kolejności szukają dla siebie miejsca do życia w najbliższym dużym mieście. Jeśli nie znajdą w nim pracy i przyjaznego otoczenia, to emigrują za granicę - tłumaczy ekspertka.
Zdaniem Pawła Mazurkiewicza, rzecznika prasowego Urzędu Miasta Siedlce, aby zatrzymać ludzi w mieście muszą znaleźć w nim pracę, rozrywkę i mieszkanie. - Samorząd nie wybuduje fabryki, w której będzie zatrudniał, ale władze miasta mogą stworzyć takie warunki dla przedsiębiorców, by ci chętnie lokowali w nim swoje firmy i zwiększali w nim zatrudnienie - tłumaczy rzecznik. Jak Siedlce to robią? - Od ośmiu lat nie podnosiliśmy w mieście podatków. A inwestorów zachęcamy np. obietnicą wybudowania drogi dojazdowej, specjalną strefą ekonomiczną czy zwolnieniami podatkowymi - mówi Mazurkiewicz.
Rezultaty takich działań są już widoczne - stopa bezrobocia jest niższa od ogólnopolskiej, w mieście działa ponad 8 tys. firm a w ubiegłym roku w Siedlcach osiedliło się więcej osób niż z nich wyemigrowało.
Na zwrócenie się twarzą do swoich mieszkańców zdecydowało się także Łódź. To szybko starzejące się miasto stara się zminimalizować odpływ ludzi z miasta poprzez podniesienie jakości życia w mieście i całej aglomeracji poprzez m.in. poprawę komunikacji miejskiej, rozwijanie lokalnego rynku pracy, budowę żłobków i przedszkoli oraz ułatwienia przy wykupie mieszkań komunalnych przez młodych. - Dotychczas poczynione działania zaczynają skutecznie przełamywać negatywne schematy. Odnotowuje się pozytywną tendencję dotyczącą młodych osób w wieku produkcyjnym wiążących swoją przyszłość z miastem. W Łodzi przybywa osób w wieku 20-29 lat. Każdego roku w tej grupie wiekowej notujemy przyrost o 500 osób - informuje Grzegorz Gawlik z łódzkiego ratusza.
Zdaniem prof. Iglickiej nie ma co liczyć na to, że ci, którzy już wyemigrowali (czyli według GUS 2,1 mln osób) zdecydują się na powrót. - Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że ściągną za granicę rodzinę. Ale wciąż mamy szansę zatrzymać tych, którzy zastanawiają się nad wyjazdem. To może się udać ale tylko wtedy, gdy lokalne władze stworzą im godne miejsce do życia - podsumowuje ekspertka.
Tomasz Świdecki