Jerzy Zelnik mówił na antenie TVN24 o swojej współpracy z SB. To mocno powiedziane. Przede wszystkim nie ja, tylko on. To jest on, to jest inna osobowość, inny człowiek, z którym nie mam nic wspólnego światopoglądowo - tłumaczył. Zapewniał, że był wtedy bardzo młodym człowiekiem, pochodzącym z partyjnej rodziny, potraktował więc współpracę z SB, jako czyn patriotyczny. Co ja mogłem wiedzieć o życiu? Głupi byłem, niedojrzały, wychowany tak, a nie inaczej. Rok czy dwa później to był inny człowiek. Ja na tego 18-latka patrzę jak na synka, wnuka. To nie ja. Cóż to za epizod? Czy nie możemy mieć litości dla młodego człowieka, który wchodzi w życie, nie zna się na nim?- pytał retorycznie aktor.

Reklama

Jednocześnie Zelnik potępiał Lecha Wałęsę i absolutnie nie zgadzał się na porównywanie losów swoich i byłego prezydenta. Nie porównujmy się. Ja nigdy nie byłem ministrem, posłem ani prezydentem mojej ojczyzny. Dlaczego Lech kochany nasz nie przyszedł do nas i nie powiedział: "ludzie, przebaczcie"? Byśmy mu przebaczyli - podsumował.

Tłumaczył też, że on i Wałęsa byli w innej sytuacji. Ja w 1964 r. byłem jeszcze w tej optymistycznej, głupiej nadziei, że ten socjalizm może mieć ludzką twarz, on już widział, że mordowali jego kolegów na ulicach - tłumaczył. W polityce siedzę od dziecka, a w 1968 r. byłem innym człowiekiem. Trzeba mieć troszkę wyrozumiałości dla młodego człowieka. Dla mnie to "ten Zelnik", a nie "ja Zelnik". To inny człowiek, inna formacja duchowa, inne doświadczenie polityczne. Wtedy seks mi zaślepiał oczy i uciecha, że dostałem się do szkoły teatralnej jakimś psim swędem, bo przecież nie zasługiwałem chyba na to i byłem w dodatku od razu nominowany do roli Faraona - powiedział.

Żałował także, że nikt go nigdy nie szantażował teczkami. Dowiedziałbym się, co zrobiłem jako 18-latek. Powiedziałbym: Polsko, Jurku Kowaliku, przebaczcie, zachowałem się jak palant, bo myślałem, że tak trzeba, bo to zrobiłem dla mojej kochanej socjaldemokratycznej ojczyzny - mówił.