W ubiegłym roku urodziło się 370,4 tys. dzieci. Wśród nich 90,7 tys., czyli 24,6 proc., miało niezamężną mamę. Z roku na rok odsetek pozamałżeńskich urodzeń wzrósł o niespełna 0,5 pkt proc., ale w perspektywie ćwierćwiecza przemian skok jest gigantyczny. W 1990 r. z nieformalnych związków pochodziło zaledwie 6,2 proc. (34,2 tys.) dzieci. Największe zmiany nastąpiły w miastach, gdzie odsetek nieślubnych dzieci zwiększył się aż o 19,1 pkt proc., do 26,9 proc. dzieci. Natomiast na wsi w ciągu ćwierćwiecza wzrósł on o 16,8 pkt proc., do 21,2 proc.
Najwięcej pozamałżeńskich dzieci w miastach i na wsi rodzą panny. Były one matkami 69,1 proc. nieślubnych dzieci, które przyszły na świat w 2015 r. 11,7 proc. przypadło na rozwódki, nieznaczna jest natomiast rola kobiet w separacji i wdów. Te pierwsze urodziły w ubiegłym roku zaledwie 37 dzieci pozamałżeńskich, a drugie 690.
Wzrost liczby nieślubnych dzieci to przede wszystkim efekt zmian obyczajowych. – Związki partnerskie przestały być postrzegane jako coś gorszego niż małżeństwo – ocenia prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego. W związkach partnerskich żyje 9 proc. ludności Unii Europejskiej w wieku 20 i więcej lat. Najwięcej, co najmniej 14 proc., w Szwecji, Estonii, Francji, Danii i Finlandii. Najmniej – poniżej 3 proc. – w Grecji, Polsce, na Malcie i w Chorwacji.
Reklama
Drugi powód to rozwody. W ostatniej dekadzie było ich 60–70 tys. rocznie – o 40–65 proc. więcej niż w latach 90. Rozwodnicy, po przykrych doświadczeniach, często nie zawierają kolejnych małżeństw, ale z ich nowych, nieformalnych związków rodzą się dzieci.
Niesformalizowanie związku to czasami efekt czystej kalkulacji ekonomicznej, wynikającej np. z faktu, że samotna matka może rozliczać się z fiskusem razem z dziećmi i ma preferencje w ich przyjęciu do żłobka czy przedszkola. Ponadto część kobiet decyduje się na dziecko z myślą o tym, że będą je wychowywały samodzielnie.
Najwięcej nieślubnych dzieci rodzi się w zachodniej części Polski. Na przykład w woj. zachodniopomorskim wśród noworodków było ich w ubiegłym roku w miastach prawie 39 proc., a na wsi niemal 45 proc. W woj. lubuskim i dolnośląskim oraz warmińsko-mazurskim (to ostatnie to wyjątek, bo leży w północno-wschodniej części kraju) pozamałżeńskich dzieci było w miastach od 32,7 proc. do 38,2 proc., a na wsi od 32,5 proc. do 40,8 proc. Jak tłumaczą to eksperci? Zdaniem prof. Szukalskiego ściana zachodnia została po wojnie zasiedlona przez repatriantów ze wschodnich terenów dawnej Rzeczypospolitej. Spowodowało to rozerwanie tradycyjnych więzi społecznych i w efekcie zwiększyło akceptację dla nieformalnych związków.
Zmiany obyczajowe w Polsce nie zaszły jednak jeszcze tak daleko jak na Zachodzie czy w innych krajach naszego regionu. Między 1990 a 2014 r. odsetek nieślubnych dzieci np. w Bułgarii wzrósł z 12,4 proc. do 58,8 proc., w Czechach z 8,6 proc. do 46,7 proc., na Słowacji z 7,6 proc. do 38,9 proc. Natomiast w takich krajach, jak: Słowenia, Francja, Szwecja, Dania czy Belgia ze związków pozamałżeńskich rodzi się ponad połowa dzieci.
Na tym tle Polska pozostaje więc wciąż, mimo dużych zmian w obyczajowości, wręcz bastionem konserwatyzmu. – Polacy przywiązują nadal dużą wagę do instytucji małżeństwa – twierdzi dr Agata Zygmunt z Uniwersytetu Śląskiego. W jej ocenie wyróżnia nas także struktura społeczna. Ponad 10 proc. rodaków to rolnicy (na Zachodzie odsetek ten rzadko przekracza 2 proc.), którzy z zasady preferują tradycyjne zachowania – dodaje Zygmunt.
W najbliższych kilkunastu latach odsetek dzieci pozamałżeńskich może wzrosnąć do trzydziestu kilku procent – szacuje prof. Szukalski.