Sąd apelacyjny zgodził się z częścią wyroku sądu I instancji, który nakazał ministrowi sprawiedliwości umieszczenie na stronie internetowej resortu oświadczenia z przeprosinami, które ma tam widnieć przez 21 dni. Jednocześnie sąd apelacyjny zrezygnował z nakazanego przez sąd okręgowy usunięcia ze strony ministerstwa komunikatu, który był przedmiotem sporu.

Reklama

Warszawski sąd apelacyjny orzekł we wtorek w procesie cywilnym, który sędzia Justyna Koska-Janusz wytoczyła ministrowi sprawiedliwości-skarbowi państwa o naruszenie jej dóbr osobistych po oświadczeniu Ministerstwa Sprawiedliwości z 4 października 2016 r. w sprawie skrócenia jej delegacji do Sądu Okręgowego w Warszawie. Sędzia poczuła się urażona oświadczeniem resortu.

W marcu br. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że minister sprawiedliwości naruszył dobra osobiste sędzi, nakazał mu przeprosiny i usunięcie ze strony ministerstwa oświadczenia o cofnięciu delegacji. Resort odwołał się od tego wyroku.

W uzasadnieniu wtorkowego orzeczenia sędzia Marzanna Góral podkreśliła, że sąd I instancji prawidłowo dokonał całościowej analizy komunikatu MS i słusznie uznał, iż narusza on dobra osobiste sędzi Koski-Janusz. - Bez wątpienia nie sposób nie dostrzegać, że łącznie cała wypowiedź stawia powódkę jednoznacznie w złym świetle i ma charakter dyskredytujący - podkreślił sąd.

- Generalnie przepisy prawa nie przewidują kompetencji ministra sprawiedliwość do publicznej krytyki pracy sędziego, a tym bardziej krytyki nieuzasadnionej, naruszającej dobra osobiste sędziego - dodała sędzia Góral.

W ocenie sądu apelacyjnego, działanie ministra sprawiedliwości poprzez publikację komunikatu stanowiło "publiczną wypowiedź władzy wykonawczej ingerującą w wykonywanie władzy sądowniczej przez konkretnego sędziego".

Po ogłoszeniu orzeczenia pełnomocnik ministra sprawiedliwości mec. Hubert Kubik powiedział, że będzie rekomendował wniesienie skargi kasacyjnej w tej sprawie. - Stoimy cały czas na stanowisku, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych pani sędzi i nie zgadzamy się z kilkoma stwierdzeniami sądu apelacyjnego - zaznaczył adwokat.

Reklama

W komunikacie MS z października 2016 r. o skróceniu delegacji sędzi Kosce-Janusz napisano, że "już po tej decyzji do Ministerstwa Sprawiedliwości dotarła informacja, że to właśnie sędzia Justyna Koska-Janusz miała się wykazać wyjątkową nieudolnością i zupełnie nie radzić sobie z prowadzeniem bardzo prostej, choć głośnej sprawy, co było szeroko komentowane i krytykowane w mediach". "Chodziło o zdarzenie z grudnia 2013 r. spowodowane przez Izabellę Ch., która, będąc pod wpływem alkoholu, wjechała luksusowym mercedesem w przejście podziemne w samym centrum Warszawy. Media obwiniały prowadzącą postępowanie Justynę Koskę-Janusz o pobłażliwość wobec oskarżonej i nieudolność w prowadzeniu sprawy" - napisano wtedy w oświadczeniu MS.

"Po sprawdzeniu tych informacji minister sprawiedliwości 19 września 2016 r. podjął decyzję o skróceniu delegacji sędzi Justyny Koski-Janusz do 1 października 2016 r., by uniknąć zarzutu, że w Sądzie Okręgowym, do którego trafiają sprawy skomplikowane i trudne, orzeka taki sędzia. W Sądzie Okręgowym powinni orzekać tylko sędziowie o wysokich umiejętnościach, sprawności i profesjonalizmie" - głosił komunikat resortu umieszczony na stronie internetowej i przekazany mediom.

Mec. Maciej Zaborowski wniósł w maju 2017 roku przed trzyosobowym składem orzekającym Sądu Okręgowego w Warszawie w imieniu pozwanego ministra sprawiedliwości o wyłączenie z orzekania w tej sprawie wszystkich 284 sędziów wymienionych na stronach internetowych warszawskiego SO ze względu na możliwy brak obiektywizmu.

Sędzia przewodniczący Andrzej Kurylek powiedział, że przerywa rozprawę do czasu rozpatrzenia wniosku i zgodnie z procedurą przekaże go prezesowi sądu. Prezes zdecyduje, który inny skład oceni złożony wniosek.

Wcześniej sędzia Kurylek nawoływał do ugody w tej sprawie. Reprezentujący sędzię Koskę-Janusz mec. Andrzej Michałowski przypomniał, że już w październiku ub. roku skierował do ministra sprawiedliwości pismo w sprawie warunków takiej ugody, ale do tej pory nie otrzymał odpowiedzi.

Po rozprawie Michałowski podkreślał, że wniosek o wyłączenie wszystkich sędziów SO nie ma racjonalnych podstaw, ponieważ jego zleceniodawczyni nie miała kontaktu i nie zna wszystkich sędziów tego sądu. Na liście są też sędziowie delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości - czy do ich bezstronności strona przeciwna też ma zastrzeżenia? - pytał retorycznie w rozmowie z dziennikarzami.

Sędzia Koska-Janusz pozwała ministra sprawiedliwości o ochronę dóbr osobistych. MS pod kierownictwem Zbigniewa Ziobry nie przedłużył jej delegacji do Sądu Okręgowego w Warszawie, argumentując, że w jednej ze spraw wykazała się "wyjątkową nieudolnością" - czemu zaprzeczał sąd.

Sędzia Koska-Janusz orzekała w warszawskim sądzie rejonowym m.in. w procesie Izabelli Ch., która po pijanemu wjechała samochodem w przejście podziemne w centrum Warszawy. Od pewnego czasu była delegowana do sądu okręgowego. Ziobro uznał, że w sprawie Ch. orzekała nieudolnie i w ten sposób uzasadnił, że nie przedłuży jej delegacji do SO.

Po ujawnieniu tej wiadomości media poinformowały, że sędzia Koska-Janusz orzekała też w sprawie Zbigniewa Ziobry, gdy ten oskarżał Jaromira Netzla o zniesławienie, i przyznała rację Netzlowi. Chodziło o słowa Netzla przed sejmową komisją śledczą badającą aferę gruntową z 2007 r., gdy były szef PZU powiedział, że jego ówczesne rozmowy telefoniczne z ministrem zaginęły, bo "Ziobro, wówczas prokurator generalny, o to zadbał". Podczas jednej z rozpraw sędzia Koska-Janusz nałożyła na Ziobrę 2 tys. zł grzywny za spóźnienie.

W pozwie przeciw Skarbowi Państwa-Ministrowi Sprawiedliwości sędzia Koska-Janusz wnosi, by sąd zobowiązał pozwanego do: usunięcia ze stron resortu w sieci komunikatu z inkryminowanymi sformułowaniami; opublikowania przeprosin w trzech gazetach i dwóch portalach oraz wpłaty przez pozwanego 10 tys. zł na cel społeczny. Pozew wpłynął 3 listopada 2016 r.

We wrześniu MS cofnęło delegację sędzi Koski-Janusz do SO, czym przerwano procesy, które prowadziła (m.in. sprawę prawnika Stanisława Sz. oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji). "Do MS dotarła informacja, że to właśnie sędzia Justyna Koska-Janusz miała się wykazać wyjątkową nieudolnością i zupełnie nie radzić sobie z prowadzeniem bardzo prostej, choć głośnej sprawy" - głosił komunikat MS z października. Powołano się na głośną sprawę Izabelli Ch. z 2013 r.

Media obwiniały prowadzącą postępowanie Justynę Koskę-Janusz o pobłażliwość wobec oskarżonej i nieudolność w prowadzeniu sprawy - podał wtedy resort. Po sprawdzeniu tych informacji Minister Sprawiedliwości 19 września 2016 r. podjął decyzję o skróceniu delegacji sędzi Justyny Koski-Janusz do 1 października 2016 r., by uniknąć zarzutu, że w Sądzie Okręgowym, do którego trafiają sprawy skomplikowane i trudne, orzeka taki sędzia - napisano. Dodano, że w "sądzie okręgowym powinni orzekać tylko sędziowie o wysokich umiejętnościach, sprawności i profesjonalizmie".

W ocenach sędziów nie kierujemy się ocenami medialnymi; do sądu nie wpłynęły tego rodzaju skargi na panią sędzię - mówiła wtedy rzeczniczka SO ds. karnych sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak. Podkreśliła, że sędzia Koska-Janusz orzekała "w licznych, skomplikowanych sprawach i doskonale radziła sobie z przedmiotem i sprawnością postępowania".

Wobec argumentacji podanej przez MS co do powodów odwołania pani sędzi Justyny Koski-Janusz z delegacji informujemy, że w skierowanej do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia sprawie podejrzanej Izabelli Ch. o czyn popełniony 17 grudnia 2013 r., pani sędzia Justyna Koska-Janusz podjęła 18 grudnia 2013 r. decyzję w przedmiocie zwrócenia sprawy prokuratorowi celem uzyskania opinii biegłych w zakresie poczytalności podejrzanej oraz w celu zabezpieczenia prawidłowego toku postepowania zastosowała wobec podejrzanej środki zapobiegawcze w postaci zakazu opuszczania kraju połączonego z zatrzymaniem paszportu i dozór policji - oświadczyła sędzia Leszczyńska-Furtak. Dodała, że po uzupełnieniu sprawy i ponownym jej wpływie do sądu, została ona skierowana do innego sędziego i zakończona umorzeniem - w związku z opinią biegłych lekarzy, na której potrzebę wskazała sędzia Koska-Janusz. Ch. trafiła do zakładu zamkniętego.

Jak mówił wcześniej PAP mec. Michałowski, w pozwie wskazano, że doszło do bezprawnego i zawinionego naruszenia dobrego imienia i dobrej opinii powódki, której w sposób niezgodny z prawdą zarzucono niewłaściwe postępowanie przy pełnieniu funkcji sędziego. W pozwie precyzyjnie wskazuję, dlaczego minister ponosi odpowiedzialność za treść komunikatu - dodał adwokat.

Oświadczył on, że "po pierwsze, ocena pani sędzi była nieuprawniona i fałszywa, bo nie była ona nieudolna". Po drugie informacja z komunikatu pochodziła z bliżej nieokreślonych informacji medialnych, a więc nie była sprawdzona, czyli nie dołożono należytej staranności przy jej formułowaniu" - powiedział. "Po trzecie, minister nie ma żadnego uprawnienia do tego, by w komunikatach prasowych oceniać sposób sądzenia przez sędziego poszczególnych spraw - dodał Michałowski.

Dodał, że nie było reakcji Ziobry na skierowane do niego wezwanie przedsądowe, wobec czego złożono pozew do Sądu Okręgowego w Warszawie - jako sądu właściwego miejscowo. Pytany przez PAP, czy sprawy nie powinien badać sąd spoza stolicy - aby uniknąć zarzutu braku bezstronności - adwokat odparł, że nie może "antycypować żadnych okoliczności". Według adwokata, w tej sprawie nie można mówić o ochronie immunitetu Ziobry - czy jako posła, czy jako Prokuratora Generalnego.

Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musiał wykazać, że jego twierdzenia były prawdziwe lub też dowieść, że jego działania nie były bezprawne, gdyż służyły interesowi społecznemu.