Zadbaliśmy o to, by wszyscy negocjatorzy mieli dobre warunki do pracy i osiągania kompromisów. Do dyspozycji przygotowaliśmy 8 stref konferencyjnych, które mieszczą się na przestrzeni ponad 40 tys. mkw. Są to m.in. sale plenarne, konferencyjne oraz m.in. biura, centra komputerowe i miejsca pracy – powiedział minister środowiska Henryk Kowalczyk.

Reklama

Wejście na teren COP może przypominać nieco przejście przez strefę bezpieczeństwa na lotnisku. W porcie lotniczym, żeby do niej wejść, musimy mieć bilet na samolot -w Katowicach niezbędna jest akredytacja. Z wydrukowaną należy się pojawić przy wejściu od strony Spodka i odebrać identyfikator.

W ciągu dwóch tygodni teren COP24 odwiedzi ok 26 tys. ludzi (tyle osób w sumie się zarejestrowało, co nie znaczy, że tyle będzie przebywać na szczycie jednocześnie). Żeby wejść do środka trzeba będzie przejść również kontrolę bezpieczeństwa. O swoje kanapki i napoje w Katowicach możemy być spokojni - powinny "przejść" wraz z nami (nieoficjalne zapowiedzi o cenach jedzenia w punktach dostępnych podczas szczytu przyprawiają o zawrót głowy - będą bardzo "światowe").

Bezpieczeństwa przez 24 godziny na dobę będzie strzegło ok. 100 osób z ONZ i ok. 300 ochroniarzy z Impela. 10 lat temu w Poznaniu, gdy Polska gościła COP na swoim terenie po raz pierwszy (ale przewodziła mu po raz drugi) delegatów strzeglifunkcjonariusze ówczesnego BOR.

Ktoś może zapytać, czemu ONZ zdecydował się na Katowice, węglową stolicę Polski? Taką kandydaturę zgłosiliśmy my jako organizator. Alternatywą był Gdańsk – tam szczyt mógłby się odbyć na stadionie (podobnie jak w Warszawie w 2013 r.). Koszty byłyby jednak porównywalne – ok. 250 mln zł. To będzie najdroższy szczyt klimatyczny, jaki organizuje Polska (Poznań kosztował ok. 60 mln zł, Warszawa poniżej 100 mln zł), która jest zresztą rekordzistką w tym zakresie.

W 1999 r. mieliśmy po raz pierwszy prezydencję tej imprezy, ale szczyt odbywał się w Bonn. Przewodniczył mu były minister środowiska Jan Szyszko. Tak mu się spodobało, że postanowił ściągnąć imprezę do Polski. Udało się, jednak w międzyczasie zmienił się rząd,

Szyszko COP14 w Katowicach więc nie poprowadził, a na czele szczytu stanął wówczas prof. Maciej Nowicki. W 2013 r. na jego czele stał Marcin Korolec. Teraz będzie to Michał Kurtyka, wiceminister środowiska, wcześniej wiceminister energii. Co ciekawe zdaniem, naszych rozmówców Jan Szyszko szczyt w Katowicach także szykował dla siebie – dlatego, by znów kierować obradami, był przecież ministrem środowiska. Jednak na stanowisku zastąpił go Henryk Kowalczyk.

Reklama

Naszym głównym negocjatorem będzie Adam Guibourgé-Czetwertyński. Z kolei na czele polskiej delegacji ma stanąć wiceminister środowiska Sławomir Mazurek. Warto też dodać, że gdy zapadały decyzje o COP24 w Polsce, jedynym dużym miastem, gdzie PiS miał swojego prezydenta, były właśnie Katowice.

Do Spodka i Międzynarodowego Centrum Konferencyjnego dobudowane zostały przez Międzynarodowe Targi Poznańskie specjalne hale, które połączą w jedną całość teren szczytu. Rada dla uczestników - warto zaopatrzyć się w wygodne buty, bo przejście z jednego końca terenu na drugi zajmie ok. 20 minut. A chodzenia z miejsca na miejsce szykuje się dużo.

Ktoś zapyta, po co budować te hale i łączniki? Bo teren musi być jeden i zamknięty. Takie są zasady. Złośliwi jednak słusznie już zauważyli, że przy obecnych temperaturach wymaga to dodatkowego ogrzewania – agregatów na olej, które oczywiście emitują CO2. A przecież o redukcji tego ostatniego rozmawiamy na COP24, by zahamować zmiany klimatu.

Można się jednak zastanowić, czy w XXI w. i czasie nowoczesnych technologii takie spotkania mają sens. Przecież można by je prowadzić on-line. I wcale nie jest to niemożliwe. 21 listopada państwa najbardziej zagrożone zmianą klimatu (Climate Vulnerable Forum - CVF) zwołały Wirtualny Szczyt Klimatyczny.

Obecnie prezydencję CVF sprawują Wyspy Marshalla - kraj, którego terytorium złożone z 1150 wysp jest zaledwie 2 m nad poziomem morza. Kraj ten przyjął niedawno plan osiągnięcia klimatycznej neutralności do 2050. Oczywiście wpływ Wysp Marshalla na globalne emisji jest minimalny, ale ma to znaczenie symboliczne.

Tu jednak wychodzi na jaw kolejna tajemnica - na wyjazdy na coroczne szczyty klimatyczne oraz te pomiędzy nimi najbiedniejsze delegacje dostają dodatkowe kilkaset dolarów diety od ONZ.