- Zgodnie z definicją święta ruchomego, jakim jest Wielkanoc, ma ono nastąpić w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca. To definicja krótka, zwięzła, tylko konia z rzędem temu ze zwykłych zjadaczy chleba, kto natychmiast nam poda datę na dany rok – przyznaje dr Jacek Czakański z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
- Zgodnie z Ewangelią Chrystus zmartwychwstał w pierwszy dzień po święcie Paschy, więc musimy korzystać z kalendarza księżycowego dla obliczenia tej daty. Dla dzisiejszych Europejczyków to jest problemem, bo kalendarza żydowskiego nie używamy, a to kalendarz ściśle księżycowy – dodał, przypominając, że kalendarz gregoriański, z którego obecnie korzystamy, jest kalendarzem słonecznym.
Sprawa jest jednak – jak zapewnia dr Czakański – "trywialnie prosta". - Algorytm, który wymaga znajomości czterech działań i może jeszcze zaokrąglenia ułamków, opracował na początku XIX w. Carl Friedrich Gauss – wielki niemiecki matematyk – powiedział dr Czakański.
Drugi algorytm obliczania Wielkanocy – niewymagający uwzględniania wyjątków, ale z większą liczbą działań do wykonania – opracował w 1991 r. belgijski meteorolog i astronom amator Jean Meeus.
W tym roku Wielkanoc wypadła późno, bo prawdziwa astronomiczna równonoc przypadła 20 marca, tuż przed północą.
- Kościół katolicki jednoznacznie przyjął jednak tzw. eklezjalną, kościelną datę równonocy na 21 marca, co zgadza się z kalendarzem gregoriańskim z dokładnością do godzin i niesłychanie ułatwia obliczenia. Ponieważ pełnia nastąpiła 21 marca w nocy, więc nie była pierwszą wiosenną pełnią w sensie definicji kościelnej, musieliśmy czekać aż do 21 kwietnia – podsumował dr Czakański.
Najwcześniej Wielkanoc może wypaść 22 marca, a najpóźniej – 25 kwietnia.