Anna Morawska do izolatki trafiła po tym, jak wróciła z zagranicznej podróży (była m.in. w Kalifornii i północnych Włoszech). Miała trudności z oddychaniem, kaszel i "niesamowity ból mięśni”. To jedne z typowych objawów m.in. koronawirusa.
Lekarz internista, do którego trafiła skierował ją jednak na… izbę przyjęć. Zamiast od razu do szpitala zakaźnego (zgodnie z procedurami w Poznaniu lub Kaliszu).
Początkowo zrobiono też kobiecie badania w kierunku grupy – wynik był ujemny. Zdecydowano też, że próbki na okoliczność koronawirusa pobrane zostaną w Krotoszynie i wysłane do laboratorium w Warszawie. I tu pojawił się problem: próbki - według kobiety – pobierane były tylko do godziny 15. Tego dnia było już za późno.
Ostatecznie weryfikacja próbek trwała aż 88 godzin zamiast maksymalnie 18, bo tyle zapowiadał Polski Zakład Higieny.
Reakcja ministerstwa
Odnosząc się do opisanej przez pacjentkę sytuacji, rzecznik MZ stwierdził, że zawiódł szpital w Krotoszynie. Jak powiedział, każdy szpital w Polsce ma wytyczne, jak postępować w przypadku osób z podejrzeniem zakażenia koronawirusem, tymczasem szpital w Krotoszynie nie przestrzegał żadnych z procedur.
Po pierwsze, jeśli pacjentka dociera do szpitala, mówi o objawach, powinna być skierowana do odrębnego pomieszczenia, żeby uniknąć zarażenia innych osób. Od razu jest przeprowadzany wywiad epidemiologiczny - kiedy był kontakt z osobą zarażoną, czy w ogóle taki kontakt był, czy osoba przebywała w miejscach, w których występują zarażenia koronawirusem. Ta wizyta powinna być w ciągu ostatnich 14 dni. Tutaj, w tym szpitalu, po wywiadzie epidemiologicznym nie powinno być żadnych wątpliwości, że pacjentka nie kwalifikuje się na oddział zakaźny pod kątem obserwacji możliwego zarażenia koronawirusem. Nie było takiej potrzeby, żeby pacjentkę tak kwalifikować - oświadczył.
Dodał, że według standardu wyznaczonego przez Głównego Inspektora Sanitarnego, okres wylęgania koronawirusa wynosi 14 dni. Jeśli ten termin jest przekroczony, nie powinniśmy być kwalifikowani jako pacjent z podejrzeniem zakażenia koronawirusem - stwierdził.
Rzecznik MZ podkreślił, że zawiódł personel, który wprowadził niepokój u pacjentki. Poinformował też, że w ministerstwie uruchamiany jest specjalny zespół monitorujący prawidłowość wszelkich procedur związanych z udzielaniem świadczeń zdrowotnych dla osób, które mogą być podejrzane o zarażenie koronawirusem.
Na pytanie o to, jak długo czeka się na wynik badania na obecność koronawirusa i czy 88 godzin to nie jest zbyt długo, Andrusiewicz wyjaśnił, że standardowo czeka się 18 godzin, natomiast w przypadku pacjentki z Krotoszyna nie była badana jedna próbka, tylko więcej, stąd wynik był później. Nie było to jakąkolwiek winą Państwowego Zakładu Higieny - zaznaczył.
Pytany, czy laboratoria przyjmują próbki do badania do godziny 15, odpowiedział, że w tej chwili laboratorium PZH działa 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Tak jest od kilku dni, wcześniej działało do godziny 22. Nie ma takiej możliwości, że laboratorium przyjmuje próbki do 15. Jest to nieprawda - podał.