Jak ustalił DZIENNIK, nowa edukacja kulturalna miałaby wejść do szkół od 2009 r. W lutym porozumienie w tej sprawie ma podpisać minister kultury Bogdan Zdrojewski oraz Katarzyna Hal, szefowa MEN.
"Muzyka czy plastyka traktowane są jako przedmioty trzeciorzędne. Jeżeli chcemy dbać o dziedzictwo i wiedzę o kulturze, to musi się to zmienić" - przekonuje Zdrojewski. I zapowiada, że planowane zmiany zostaną przygotowane tak, aby te przedmioty stały się atrakcyjne dla uczniów. "Obok największych kompozytorów muzyki klasycznej, młodzież powinna uczyć się o jazzie czy muzyce współczesnej. Na zajęciach plastyki powinny pojawić się podstawy grafiki, zajęć technicznych czy fotografiki" - mówi szef resortu kultury. Zapewnia, że położenie większego nacisku na nauczanie tych przedmiotów sprawi, że szkoły zaczną zatrudniać lepszą kadrę.
Muzyki czy plastyki, a w liceum wiedzy o kulturze uczą nauczyciele innych przedmiotów. Wymiar ich godzin nauczania jest tak niski, że jeden nauczyciel kulturoznawstwa musiałby uczyć w 9 szkołach, aby mieć cały etat.
Pomysł Zdrojewskiego pozytywnie oceniają kulturoznawcy. Chwali go dr hab. Wojciech Dudzik z Instytutu Kultury Polskiej UW. "Nowoczesny program mówiący chociażby o tym, że uczestnictwo w subkulturach jest świadectwem działalności w sztuce bez wątpienia zainteresuje młodzież. Do tego współczesne środki przekazu i program przygotowany przez kulturoznawców czy antropologów kultury. To gwarantuje sukces" - mówi Dudzik.
Wtóruje mu dr Mirosław Pęczak, socjolog kultury. "Instytucje edukacyjne zaniedbały ten problem i oddały młodych ludzi przemysłowi popkulturowemu, czyli tym treściom, które dzięki zabiegom marketingowym dobrze się sprzedają" - ocenia Pęczak. Dodaje, że młody człowiek, opuszczając szkołę, powinien mieć umiejętność wybierania i krytycznej oceny produktów kultury. "To pozwala odróżniać rzeczy lepsze i gorsze" - sumuje Pęczak.
Nieco bardziej sceptyczna jest była wiceminister edukacji Irena Dzierzgowska. Choć zaznacza, że jest jak najbardziej przychylna szerokiej edukacji kulturalnej, to przypomina, że rozszerzenie programu nauczania o kolejne przedmioty i dodatkowe godziny jeszcze bardziej obciąży uczniów. "Być może rozwiązaniem byłoby usunięcie treści dotyczących wiedzy o kulturze czy sztuce z programów nauczania języka polskiego czy historii" - podpowiada Dzierzgowska.
W ocenie wszystkich naszych rozmówców najsłabszym ogniwem tych zmian może okazać się brak kadry. "Tu są potrzebni prawdziwi fachowcy, którzy będą potrafili przekonać młodego człowieka, że Mozart może być równie atrakcyjny, co Doda" - mówi Pęczak.