Jak przekazał PAP prok. Marek Skrzetuski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, śledztwo prowadziła prokuratura rejonowa i to ona reprezentowała oskarżyciela publicznego w sądzie pierwszej instancji. Funkcjonariusz policji Krzysztof Słupek został oskarżony o to, że przekroczył swoje uprawnienia i naruszył nietykalność cielesną mężczyzny, który zachowywał się wobec niego prowokująco.
Do zdarzenia doszło 1 sierpnia 2017 podczas zorganizowanego przez ONR marszu w 73. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Przemarszowi towarzyszyła spontaniczna pikieta zorganizowana przez ruch Obywateli RP.
Policjant został skazany przez Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia na 2 miesiące pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 2 lata, orzeczono także dozór kuratora i zakaz wykonywania zawodu policjanta przez okres pięciu lat.
Po przeprowadzeniu ponownej, kompleksowej analizy materiału dowodowego zgromadzonego w sprawie, prokurator przyłączył się do apelacji obrońcy policjanta wskazując, iż treść zabezpieczonego do sprawy nagrania wideo wykazała niezbicie, że policjant ten nie popełnił zarzucanego mu czynu – przekazał prok. Skrzetuski.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała do sądu pismo, w którym podniesiono, że zarzuty oskarżenia, a także wyrok sądu pierwszej instancji opierały się jedynie na zeznaniach świadków.
Co istotne, pomimo złożonych wniosków obrony, sąd w ogóle nie odtworzył tego nagrania na rozprawie, do czego był zobowiązany zgodnie z zasadą bezpośredniości określoną w kodeksie postępowania karnego – wyjaśnia prokurator Skrzetuski. Sąd rejonowy oparł się wyłącznie na protokole oględzin nagrania, które okazało się być nieprecyzyjne i nie odzwierciedlało rzeczywistego przebiegu zdarzenia.
W pisemnym protokole oględzin nagrania znalazło się wiele opisów zachowań, takich, jak łapanie mężczyzny za ramię czy naciskanie nogami na siedzącego mężczyznę, które nie były zarejestrowane na nagraniu, a miały decydujące znaczenie przy dokonywaniu przez sąd oceny czynu zarzucanego policjantowi – przekazał prokurator i dodał, że w pisemnym protokole pominięto agresywną postawę rzekomego pokrzywdzonego, który utrudniał policjantowi wykonywanie czynności służbowych.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie powiedział, że po odtworzeniu nagrania wideo okazało się, że wersja przebiegu zdarzenia, którą prezentował funkcjonariusz policji, a której sąd pierwszej instancji nie dał wiary, okazała się być zgodna z tym, co zarejestrowała kamera monitoringu.
W wyniku pominięcia tego dowodu doszło do błędnych ustaleń, skutkujących niesłusznym skazaniem funkcjonariusza w pierwszej instancji – powiedział prok. Skrzetuski.
"Kierownictwo polskiej Policji od początku wspierało policjanta z Oddziału Prewencji Policji z przekonaniem, że zapadnie uczciwy i sprawiedliwy wyrok. W ocenie kierownictwa, policjant na co dzień wzorowo wykonuje swoje obowiązki i również podczas demonstracji w sierpniu 2017 r. - pomimo że sam był obrażany i wyzywany - zachował spokój i postępował zgodnie z procedurami" - napisała na swojej stronie internetowej Komenda Główna Policji.
W październiku "Rzeczpospolita" pisała o sprawie niesłusznego skazania, informując, że akt oskarżenia wobec policjanta przygotował prok. Ireneusz Szeląg, były szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej, który po przejęciu władzy przez PiS został "zesłany" na najniższy szczebel – do prokuratury rejonowej. "Rz" podała także, że protokół oględzin nagrania sporządził właśnie prokurator Szeląg. Cytowany przez gazetę oskarżony policjant powiedział, że usłyszał od prokuratora Szeląga na rozprawie, że "na filmiku każdy może zobaczyć, co chce", gdy zwracał uwagę, "że na filmie nie ma tego, co opisał".