Kandydat na prezesa PZPN temu zaprzecza, choć przyznaje, że ŁKS w rzeczywistości miał zapłacić za Dudę „najprawdopodobniej 50 tys. zł”. Po co więc senator RP złożył swój podpis pod oficjalną umową, która już z założenia miała być fikcją?

Reklama

Duda zawarł z ŁKS trzyletni kontrakt, do połowy 2005 roku. Tymczasem już w styczniu 2004 Najwyższa Komisja Odwoławcza PZPN ponownie uprawniła go do Stali Mielec, skąd natychmiast trafił do Wisły Płock. Serial z dziwnymi zdarzeniami wokół tego piłkarza oficjalnie rozpoczął się w połowie 2003 roku.

"Byłem wtedy tylko sponsorem ŁKS Łódź, a nie właścicielem klubu. Nic więc jeszcze nie wiedziałem o oficjalnej, czyli bezgotówkowej, umowie transferowej ze Stalą Mielec" - zastrzega Daniel Goszczyński i wyjaśnia: "Pod koniec lipca 2003 Janusz Matusiak, działacz stowarzyszenia ŁKS, powiedział mi, że jeżeli nie zapłacimy ostatniej raty za Dudę, to ten będzie musiał wrócić do Stali Mielec. Natomiast jeżeli wyłożę 10 tysięcy złotych, bo ŁKS na to nie stać, i dam je Lacie, to spłacimy ostatnią ratę za transfer definitywny. Rok wcześniej, już przy podpisywaniu umowy ze Stalą, dałem Matusiakowi pięć tysięcy złotych, bo tyle podobno brakowało wtedy ŁKS do zapłacenia pierwszej raty. Matusiak miał te pieniądze przekazać Lacie na jakimś ognisku w Przemyślu..."

"To kompletna bzdura. Ani z Dudą, ani z Latą nigdy nic nie miałem do czynienia" - zaprzecza Janusz Matusiak.

Goszczyński wysłał do Mielca kuriera - Piotra Sławińskiego. Ten zabrał ze sobą świadka, byłego piłkarza m.in. Widzewa Łódź - Andrieja Michalczuka.

Reklama

"Akurat w Stali była jakaś impreza, alkohol..." - wspomina Sławiński. "Wręczyłem Lacie 10 tysięcy złotych, on je schował do szuflady i polecił sekretarce, by wystawiła dla mnie druk KP. Nie byłem wtedy jeszcze pracownikiem ŁKS, więc tym bardziej musiałem zadbać o dopełnienie formalności. Po powrocie do Łodzi złożyłem w księgowości ŁKS zarówno ten druk KP z Mielca, jak i pisemne oświadczenie o przekazaniu panu Lato 10 tysięcy złotych."

"Pojechałem do Mielca ze Sławińskim, który wręczył pieniądze Grzegorzowi Lato" - potwierdza Andriej Michalczuk.

Reklama

Grzegorz Lato uważa, że podpisana przez niego cywilno-prawna umowa bezgotówkowa z ŁKS była tylko... częścią dżentelmeńskiej umowy. Chodziło o to, by Stal Mielec na podstawie umowy bezgotówkowej nie musiała ponosić żadnych ustawowych opłat od tego transferu na rzecz Podkarpackiego ZPN i PZPN?

"ŁKS chciał nas okraść, bo działacze tego klubu ustnie zobowiązali się, że zapłacą za Dudę. Najprawdopodobniej mieli nam dać za niego 50 tysięcy złotych" - broni się Lato. "Kiedy ten pośrednik z ŁKS dotarł do Mielca, mnie tam nie było. Byłem wtedy w Senacie. Nie, 25 lipca 2003 roku, to ja bawiłem na wczasach. Nad morzem, w Dziwnowie. O tym panu usłyszałem dopiero później. Podobno nawet nie chciał pokwitowania i dopiero prezes Stali, Piotr Czapiga, powiedział mu, że musi wypisać KP. Ja się do pieniędzy nie dotykam. W Senacie, gdy miałem jakieś sugestie, to od razu pokazywałem panom drzwi... Proszę przyjrzeć się dokumentom Najwyższej Komisji Odwoławczej PZPN. W nich wyraźnie jest napisane, że Duda grał w ŁKS na zasadzie swoistego wypożyczenia. I niech pan to zapamięta" - podkreśla Lato.

"Ciekawy jestem, czy te 10 tysięcy z KP rzeczywiście trafiło do kasy klubu. Stal jest jednak stowarzyszeniem, a nie spółką prawa handlowego, więc tej operacji finansowej nie można dziś sprawdzić" - ironizuje Goszczyński i dodaje: "Półtora roku po podpisaniu kontraktu z nami, Duda decyzją PZPN wrócił do Mielca. To jest skandal, bo na ten bezgotówkowy transfer wydałem 15 tysięcy złotych. Do tego doszły koszty kolejnych odwołań. Nikt mi tych pieniędzy do dziś nie zwrócił!"

NKO PZPN na posiedzeniu 23 stycznia 2004 nakazała Stali Mielec... zwrócić 50 tys. zł, które ŁKS zapłacił za wykupienie karty zawodniczej Piotra Dudy.

"Stal odwoływała się od tej decyzji, a odwołania te w PZPN pilotował sam Lato. Nie wiem, skąd się wzięło te 50 tysięcy, ale nawet moich, pokwitowanych przez KP 10 tysięcy, nikt nie zamierzał mi zwracać" - denerwuje się Goszczyński.