"GW" przypomina, że w środę podała, iż Zespół nr 1 Prokuratury Krajowej, powstały w 2016 r. i badający katastrofę prezydenckiego tupolewa z 10 kwietnia 2010 r., wysłał do badania na obecność śladów materiałów wybuchowych zapasowe fotele, których nie było w samolocie w dniu tragedii. Na tych fotelach laboratorium włoskich karabinierów w Rzymie mogło znaleźć cząstki substancji takich jak trotyl czy heksogen. O ich odkryciu poinformował niedawno prorządowy tygodnik "Sieci" braci Karnowskich - zauważa Wyborcza.
"GW" napisała że Prokuratura Krajowa milczy, ograniczając się do ogólnego komunikatu. Po naszej publikacji uzyskaliśmy jednak bardzo szczegółową relację, która pokazuje, że dowody ze śledztwa smoleńskiego podczas składowania mogły zostać zanieczyszczone tak, że nie nadają się do badań – podaje gazeta.
Zanieczyszczone dowody katastrofy smoleńskiej
Chodzi o magazyn dowodów rzeczowych Zakładu Chemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji, który mieści się w najniższej kondygnacji siedziby CLKP przy Alejach Ujazdowskich 7 w Warszawie.
Gazeta wyjaśnia, że zebrane tuż po katastrofie smoleńskiej ślady i próbki były tam badane w śledztwie toczącym się od kwietnia 2010 r. Od 2012 do 2014 r. dowody były przechowywane w osobnym pomieszczeniu przeznaczonym tylko dla nich.
"GW" podnosi, że w grudniu 2014 r. – rok po zakończeniu szczegółowych badań i wydaniu opinii przez policyjne Laboratorium, że śladów materiałów wybuchowych nie ma – dowody zostały przeniesione do piwnic, do magazynu ogólnego dowodów rzeczowych.
Zwracałem uwagę, że taki sposób składowania grozi kontaminacją [zanieczyszczeniem] tego materiału. Ale polecenie przełożonych było jasne – mówi Wyborczej dr inż. Wojciech Pawłowski. Dziś jest adiunktem w Zakładzie Materiałów Wysokoenergetycznych Politechniki Warszawskiej, w latach 1995-2014 był cywilnym ekspertem Laboratorium Kryminalistycznego, zaś od 2011 do 2018 r. cywilnym biegłym CLKP.
Jego zdaniem znalezione w Rzymie na fotelach samolotu ślady materiałów wybuchowych nie pochodzą z mundurów i sprzętu żołnierzy, których transportowano tupolewem na zagraniczne misje, lecz właśnie z substancji, które znajdowały się w tym magazynie.
PK: Zmanipulowane informacje
Do publikacji tej odniosła się w oświadczeniu Prokuratura Krajowa. Według prokuratury sporny artykuł zawiera nieprawdziwe, zmanipulowane informacje.
Nieprawdą jest, że istnieją jakiekolwiek ustalenia, iż ślady i próbki przekazane przez Prokuraturę Krajową zagranicznym laboratoriom utraciły wartości dowodowe z powodu niewłaściwego ich przechowywania w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji. Biegli zagraniczni przed przebadaniem śladów dotyczących katastrofy smoleńskiej, kwalifikowali je do dalszych badań. Kwestie zabezpieczania dowodów na miejscu zdarzenia w Smoleńsku, ich właściwego przechowywania i metodyki badania przez CLKP, są szczegółowo oceniane przez zagranicznych biegłych. Eksperci ci badają ślady i interpretują wyniki uzyskanych badań - głosi oświadczenie PK.
Prokuratura podkreśliła też, że "w toku śledztwa z jednego miejsca lub przedmiotu związanych z katastrofą smoleńską pobieranych było po kilka śladów i próbek do badań". "Do zagranicznych laboratoriów przekazano próbki, które nie były wcześniej badane w kraju. Część materiałów przekazanych zagranicznym laboratoriom zostało pobranych w wyniku czynności wykonanych po 2016 r. Materiały te nigdy nie były składowane w magazynie CLKP" - wskazano w oświadczeniu.
Prokuratura odniosła się też do informacji zawartej we wcześniejszej publikacji "Gazety Wyborczej" pt. "Był trotyl, ale nie w Smoleńsku", zgodnie z którą prokuratura miała wydał postanowienie o przekazaniu do badań włoskiemu Laboratorium Kryminalistycznemu Korpusu Karabinierów (RaCIS) fotele samolotu, które nigdy nie były na miejscu katastrofy.
PK określiła tę publikację jako manipulatorską. Zaznaczono przy tym, że Prokuratura Krajowa wydała łącznie 6 postanowień, na mocy, których przekazano RaCIS materiały do badań. PK wskazała, że "GW" pisze tylko o jednym z nich.
Prokuratura przyznała, że kluczowe znaczenie dla śledztwa mają wycinki z foteli rozbitego samolotu, które zostały przekazane do badań w maju 2019 r. "Prokuratura musi jednak brać pod uwagę możliwość zanieczyszczenia śladów pobranych z miejsca katastrofy. Do zanieczyszczenia takiego mogłoby dojść zarówno w toku produkcji elementów samolotu, jego eksploatacji, czy też złego przechowywania śladów pobranych po katastrofie" - wskazano w oświadczeniu.
Dlatego też w uzgodnieniu z włoskimi biegłymi postanowieniem z 27.11.2019 r. przekazano laboratorium również wymazy, próbki i wycinki kontrolne z foteli zapasowych, które nie były w samolocie w dniu katastrofy. W uzasadnieniu tego postanowienia prokurator wskazał m.in. potrzebę zweryfikowania, czy w produkcji pianek, obicia foteli i środków je konserwujących nie użyto materiałów, które służą do produkcji materiałów wybuchowych - czytamy w komunikacie PK. Poinformowano przy tym, że prokuratura nie dysponuje żadną ostateczną opinią biegłych w tej sprawie, a wszystkie badania przekazanych śladów i próbek są w toku.