W kadłubie i na skrzydłach tupolewa 154 M o oznaczeniu 101 doszło do wybuchów. Na maszynie wykryto obecność heksogenu i trotylu. Rozmieszczenie ciał było charakterystyczne dla eksplozji. Do katastrofy przyczyniły się świadome działania Rosji.
Te ustalenia są wynikiem skrupulatnych prac podkomisji ds. ponownego zbadania przyczyn wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. Instytucją kieruje były szef MON Antoni Macierewicz. Postać, której nie sposób traktować niepoważnie. W obszarze polityki bezpieczeństwa jest odpowiednikiem Leszka Balcerowicza – jako nieliczni w najnowszej historii Polski podejmowali decyzje przełomowe i nieodwracalne. Balcerowicz przestawił państwo na tory gospodarki rynkowej. Macierewicz opublikował listę agentów, wskazując na problem zagrożenia ze strony dawnych układów esbeckich. Rozwiązał patologiczną organizację, jaką były Wojskowe Służby Informacyjne, o czym – mimo bełkotu niezadowolenia – z uznaniem w depeszach WikiLeaks pisali amerykańscy dyplomaci w Warszawie.
W końcu w newralgicznym momencie, po aneksji Krymu i separatyzmie na Donbasie – powołał Wojska Obrony Terytorialnej, czym, przynajmniej częściowo przywrócił pobór i doprowadził do tego, że tysiące Polek i Polaków nauczyło się obsługiwać AK 47 (bo w rzeczy samej nie chodziło przecież o budowę jednostek specjalnych, tylko o przyswojenie – po latach wiary w wieczny pokój – podstawowych umiejętności żołnierskich).
Przypominam o tym wszystkim, aby podkreślić, że Antoni Macierewicz jest politykiem nietuzinkowym i ważnym.