Wyrok skazujący dr. Mirosława G. Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał w mocy we wtorek. "Dla oskarżyciela publicznego najistotniejsze jest prawomocne uznanie winy oskarżonego" - powiedział PAP prok. Przemysław Ścibisz z Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Tym samym potwierdzenie przez sąd wersji prokuratury, zgodnie z którą w procesie leczenia pokrzywdzonego pacjenta doszło do rażących zaniedbań oraz naruszenia standardów sumiennego lekarza operatora" - dodał prokurator.
Co zdarzyło się podczas operacji?
Do zdarzenia doszło jesienią 2006 r., 46-letni wówczas Mirosław G., pełnił funkcję kierownika Kliniki Kardiochirurgii w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie. Pracował tam od pięciu lat. Miał opinię wybitnego kardiochirurga i transplantologa.
18 października do przyszpitalnej przychodni zgłosił się Florian M. Źle się czuł, nie był w stanie przejść kilku kroków bez konieczności odpoczynku. Lekarz zrobił mu echo serca, które wykazało trzepotanie przedsionków. Florian M. miał złożoną wadę serca, został zakwalifikowany do operacji, jako osoba, której życie jest zagrożone. Badająca pacjenta lekarka zwróciła się do Mirosława G. o pilne leczenie. Mężczyzna trafił na stół operacyjny 22 października, około godziny 13. Była to druga operacja serca przeprowadzana tego dnia przez dra G.
Z akt sprawy wynika, że ryzyko śmierci pacjenta podczas operacji wszczepienia sztucznej zastawki serca i po niej wynosi od 9 do 13,7 proc. Śledczy ustalili, że niemal wszystkie czynności przeprowadzone przez zespół kierowany przez Mirosława G. były "typowe".
Mirosław G. umieścił w komorze serca, poniżej zastawki aortalnej, zrolowany kilkucentymetrowy gazik, który wyłapywał drobinki wapnia opadające z oczyszczanej zastawki serca. Kardiochirurg zapomniał o usunięciu rolgazy, która nie wypłynęła podczas płukania serca roztworem fizjologicznym. Braku gazika w czasie operacji nie doliczyła się także żadna z dwóch pielęgniarek, których zadaniem jest kontrola ilości narzędzi czy gazy na stoliku i w polu operacyjnym. Operację zakończono z wynikiem pozytywnym dwie godziny później. Stan Floriana M. był dobry. Około godzinę po zabiegu, pielęgniarka Ewa C. liczyła ponownie sprzęt i narzędzia. Przeszukała salę operacyjną i uświadomiła sobie, że w ciele pacjenta musiał zostać jeden gazik.
Powiedziała o tym obecnym na oddziale lekarzom, skontaktowała się telefonicznie z doktorem G. U operowanego wykonano badanie RTG klatki piersiowej, ale nie wykazało żadnego ciała obcego. Lekarze chcieli reoperować Floriana M. natychmiast, ale Mirosław G. miał zapewniać swoich podwładnych, że wszystko jest w porządku, miał twierdzić, że nie używał rolgazy podczas wszczepiania zastawki. Powtórną operację odwołano.
Pacjent zmarł po drugiej operacji
Następnego dnia pacjent został wybudzony, świadkowie zeznali, że był w stanie funkcjonować, a kolejne badania, w tym echo serca, wskazywały, że nowa zastawka działa prawidłowo. Jednak 28 listopada stan Floriana M. dramatycznie się pogorszył, a wynik badania nie pasował do żadnej jednostki chorobowej. Diagnoza: ciało obce lub skrzeplina. Prawdopodobnie gazik, który lekarz pozostawił w jego sercu, zmienił położenie i zaczął blokować układ krążenia.
Florian M. pilnie trafił na stół operacyjny, Mirosław G. przyjechał do pracy specjalnie przeprowadzić ten zabieg, choć – jak twierdził personel medyczny – chciał operację odroczyć do rana. Ewa C. zeznała, że Mirosław G. miał wygłaszać do niej obwiniające komentarze i był w czasie reoperacji podenerwowany. Później w trakcie rozmowy miał ją zapewnić, że nie czuje się winny za pozostawienie gazika i – jeżeli pacjent umrze – on złoży wypowiedzenie.
Operacja serca Floriana M. powiodła się. Wyciągnięcie gazika z serca przywróciło mu krążenie, ale w wyniku powikłań pojawiły się objawy m.in. niewydolności nerek i wątroby, układu sercowo-naczyniowego. Mężczyzna zmarł 3 lutego 2007 roku. Rodzina Floriana M. chciała ścigania doktora G. za narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.
Kardiochirurg został zatrzymany jeszcze w lutym 2007 r. i był to jeden z pierwszych sukcesów nowo utworzonego Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Agenci wyprowadzili go w kajdankach ze szpitala, a następnie G. został tymczasowo aresztowany, w izolacji spędził trzy miesiące. Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła mu zarzut zabójstwa pacjenta z zamiarem ewentualnym, oraz szereg zarzutów o przyjmowanie łapówek od pacjentów, w tym synów Floriana M. Zarzuty korupcyjne były poparte materiałem dowodowym m.in. z podsłuchów oraz z nagrań ukrytą kamerą.
Proces toczył się od 2007
Proces przeciwko G. toczył się z wyłączeniem jawności. 31 maja 2017 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa wydał pierwszy wyrok w tej sprawie. Kardiochirurg został uniewinniony od zarzutu doprowadzenia do śmierci pacjenta, a postępowanie w związku z narażeniem życia i zdrowia Floriana M. zostało umorzone.
Sąd uznał wówczas, że Mirosław G. naraził pacjenta, ale następnie - podejmując decyzję o reoperacji - to niebezpieczeństwo sam uchylił. Uniewinnienie kardiochirurga uprawomocniło się mimo złożonej na jego niekorzyść apelacji prokuratury. Jednak wątek narażenia życia pacjenta był rozpoznawany ponownie przez ten sam sąd rejonowy.
26 sierpnia 2021 roku, niemal 15 lat od śmierci Floriana M., sędzia Łukasz Malinowski wydał wyrok skazujący w tej sprawie. "Sąd uznał Mirosława G. za winnego i wymierzył mu karę 6 miesięcy pozbawienia wolności, wykonanie orzeczonej kary pozbawienia wolności zawiesił na okres próby 1 roku i zobowiązał oskarżonego Mirosława G. do informowania Sądu o przebiegu okresu próby" - przekazała wtedy PAP Samodzielna Sekcja Prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie. Mirosław G. ma także zapłacić 10 tys. zł. grzywny i ponieść koszty postępowania sądowego.