42-letnia Anna Dziuba z Zamościa od ponad 10 lat jeździ w karetce jako pielęgniarka. Ostatni tydzień pani Anna i jej koledzy ze stacji pogotowia określają jako tragiczny.

Ostatnie nasze dyżury to nawet do pięciu godzin, siedem oczekiwania na zdanie pacjenta. Pacjenta w ciężkim stanie - opowiada w Polsat News.

Reklama

Ratownik medyczny Grzegorz Czyżak opowiada, że musiał zostawić pacjenta z koronawirusem w domu, ponieważ w całym województwie nie było żadnego miejsca. Zna też relacje innych ratowników.

Przebywali na SOR-ze około dwóch godzin, po czym dostali informacje od koordynatora, że mają jechać do Parczewa. W Parczewie okazuje się, że nie ma miejsca, jadą do Radzynia. I taki wyjazd to już jest rzędu 6-7 godzin – mówi.

Karetka eska, która jest jedną z dwóch w Lublinie robi 120 km do szpitala, żeby oddać pacjenta, bo nigdzie nie ma dla nich miejsc. A rekordziści stoją po 26 godzin pod izbą przyjęć. Trzy zmiany – relacjonuje Paweł Krasowicz, ratownik i dyspozytor pogotowia z Lublina.