Barbara Sowa: IPN zapowiada, że pod koniec tego roku zakończy swoje śledztwo. Liczy pan na przełom?
Bronisław Wildstein: To śledztwo niczego więcej nie wyjaśni. Wraz z upływem czasu szanse są coraz mniejsze. Poza tym nie widzę determinacji - ani instytucji, ani ludzi. Wręcz odwrotnie.
Komuś dziś zależy na tym, żeby ukrywać prawdę?
Naiwne pytanie. Całemu polskiemu establishmentowi zależy na ukrywaniu prawdy o PRL. Cały czas obcujemy z rewizją historii tej epoki. Establishment III RP wyrasta z komunistycznego układu. Środowiskowo, rodzinnie i Bóg wie jak jeszcze, jest z nim powiązany. Ostatni wyrok w sprawie masakry na Wybrzeżu pokazuje dobitnie, że sądy nie chcą rozliczyć PRL. Ten wyrok brzmi jak czarny humor. Stanisław Kociołek został uniewinniony, a oficerów, którzy rozkazali strzelać do ludzi idących do pracy skazano na symboliczne wyroki za pobicie. Wszystkie procesy z Jaruzelskim czy Kiszczakiem, gdzie nie ma skazanych, a oni sami brylują na salonach, są znamienne.
Prokuratorowi prowadzącemu śledztwo IPN też nie zależy na rozwiązaniu sprawy?
Mam o nim bardzo złe zdanie. Bada sprawę kilka lat, a dwójka dziennikarzy "Superwizjera" w ciągu zaledwie paru miesięcy znalazła świadków, którzy w ogóle nie zostali przesłuchani. Jednym z nich jest milicjant, który stwierdza, że zobaczył zwłoki Staszka jako pierwszy i leżały one twarzą do ziemi. Tym samym wersja uduszenia się krwią, którą podano po zakończeniu pierwszego śledztwa, została obalona. Ciało dopiero później przewrócono twarzą do góry. Dziennikarze znaleźli też lekarkę, która zaświadczyła, że śmierć Staszka nastąpiła parę godzin później, niż głosiła oficjalna wersja. Dziennikarzom się udało, choć mieli znacznie mniejsze możliwości. A prokurator nawet sobie nie zadał takiego trudu.
Ale przejrzał akta i ogłosił ostatnio, że w aktach współpracy z SB boksera Mariana Węclewicza, który rzekomo miał śmiertelnie pobić Pyjasa, nie ma żadnych materiałów, mogących świadczyć o jego związku ze śmiercią studenta.
Może i w aktach nic nie było. Ale Węclewicz chwalił się kumplowi - agentowi - po pijaku, że uczestniczył w zabójstwie Staszka i nie dostał za to kasy. Niedługo potem zginął na klatce schodowej budynku, w którym przypadkiem mieszkał jego oficer prowadzący.
Ma pan jeszcze nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona do końca?
Ja uważam, że sprawa jest wyjaśniona. Oczywiście nie skazaliśmy ani bezpośrednich sprawców, tych którzy zadawali ciosy, ani ich mocodawców. Nie wiemy też, jak wyglądały decyzje na górze. Ale wiemy, że Staszka zabiła SB i ta zbrodnia jest na koncie totalitarnego państwa. Tak zbrodnia, jak i próba jej ukrycia. To się oczywiście kłóci z obecnym obrazem tamtych czasów, dobrego wujaszka Gierka. Ale to był system, który miał na koncie zbrodnie.
Po ostatniej ekshumacji w świat poszła informacja, że to mógł być nieszczęśliwy wypadek, że Pyjas jednak spadł ze schodów.
To manipulacja polskich mediów, głównie Polskiej Agencji Prasowej. Ekspertyza, która nie budzi mojego zaufania, ale którą uważnie przeczytałem, zaczyna się od formuły, że śmierć Staszka najprawdopodobniej nastąpiła na skutek upadku z wysokości, ale eksperci zaraz dodali, że nie wiedzą, czy został on zrzucony czy spadł. To ostatnie zdanie już nie pojawiło się w notce PAP.
Wątpliwości w przypadku tej ekspertyzy jest więcej. Jej twórcy przyjmują na wiarę, że Staszek był kompletnie pijany, że miał około 2,5 promila we krwi. To bardzo dużo. A jednocześnie na poręczy nie ma jego odcisków palców. To by oznaczało, że pijany w sztok człowiek wchodzi w nocy po schodach nie dotykając poręczy i ścian, a potem przefruwa nad barierką. Gdzie tu prawdopodobieństwo? Jest masa innych czynników. Np. osoba spadająca zawsze krzyczy.
Poza tym eksperci nie odnoszą się do podstawowej sprawy śledztwa z 1977 roku. O tym, że Staszek spadł, mowa była tylko w komunikacie SB przekazanym dziennikarzom zaraz po tragedii. Późniejsze śledztwo wykazało jednak, że nie było to możliwe przy takim ułożeniu ciała. A przecież taka teoria byłaby znacznie wygodniejsza dla ówczesnej władzy. Przyjęto wtedy jednak bardziej karkołomną tezę - że Staszek upadł na posadzkę, rozbił sobie twarz i udusił się krwią. Eksperci się do tego nie ustosunkowują.
Kiedy ostatni raz rozmawiał pan z Lesławem Maleszką?
Rozmawialiśmy ostatnio w 2001 roku, kiedy przyznał mi się do współpracy z SB. Od tego czasu się nie kontaktowaliśmy. Nie chcę z nim rozmawiać i nie interesuje mnie, co dziś robi.
*Bronisław Wildstein: były prezes TVP, obecnie redaktor naczelny TV Republika. Publicysta i felietonista, komentator polityczny, ekonomiczny i społeczny, pisarz.