W tym tygodniu niemieccy historycy upublicznili raport "The History of the House of Bahlsen. Biscuit - War - Consumption 1911-1974”. Manfred Grieger oraz Hartmut Berghoff przygotowali go na zlecenie rodziny Bahlsenów, do której od 1889 r. należy firma produkująca ciasteczka i słone przekąski. Dokument poświęcono robotnikom przymusowym, którzy podczas II wojny światowej pracowali dla Bahlsen GmbH - pisze Andrzej Krajewski w artykule "Tani niewolnicy z Polski" w weekendowym Magazynie Dziennika Gazety Prawnej.

Reklama

Prawnik z Nowego Jorku chciał gigantycznych odszkodowań od Niemiec

Z raportu wynika, że dla Bahlsenów pracowało przynajmniej 785 robotników, których stawki godzinowe były "od jednej trzeciej do jednej piątej niższe niż stawki pracowników niemieckich". Jak podają niemieckie media Bahlsenowie zamierzają urządzić wystawę i stworzyć tablicę pamiątkową ku czci ofiar nazizmu. Firma, której roczny przychód wynosi 534 miliony euro chwali się też, że 800 tys. euro wydała na odszkodowania. Jak jednak pisze Krajewski, to tylko dlatego że sprawę zaczął nowojorski prawnik Edward Fagan. Adwokat najpierw wziął się za szwajcarskie banki, a potem chciał dobrać się do skóry niemieckim koncernom. Według stawek, których zażądał, Niemcy musieliby zapłącić 600 miliardów dolarów.

Trzy miliony przymusowych robotników z Polski

Według Krajewskiego, dla Niemiec przymusowo pracowało prawie 3 miliony Polaków. Odszkodowań dla nich domagały się władze pRL już od lat 60. Początkowo RFN zbywała te prośby, jednak po upadku komunizmu sytuacja się zmieniła. Helmut Kohl, by uzyskać zgodę na zjednoczenie Niemiec musiał uznać istniejące granice.

Kohl ograł Mazowieckiego

Reklama

Pod naciskiem Kohla rząd Mazowieckiego, w traktacie o dobrym sąsiedztwie z 17 czerwca 1991, zrzeczono się roszczeń wobec Niemiec w zamian za 500 milionów marek dla ofiar nazizmu niemieckiego. "Rząd Rzeczypospolitej Polskiej nie będzie dochodził dalszych roszczeń obywateli polskich, które mogłyby wynikać w związku z prześladowaniem nazistowskim. Oba Rządy są zgodne co do tego, że nie powinno to oznaczać ograniczenia praw obywateli obu Państw" - zapisano potem w dokumencie z 16 października 1991. Okazało się jednak, że niemieckie sądy odrzucały pozwy. Wychodziło więc, że Niemcom uda się kupić spokój za 178 marek za głowę.

Amerykańscy Żydzi wywalczyli więcej dla robotników

Wtedy jednak do akcji wkroczyli amerykańscy Żydzi, którzy rozpoczęli rozmowy z niemieckim przemysłem. Administracja Clintona, pod naciskiem kancelarii prawniczych oraz Polonii i ambasady RP zgodziła się, by rząd w Warszawie dołączył do rokowań. Udział w nich wzięli m.in. prof. Bronisław Geremek. Kanclerz Gerhard Schroeder zaoferował odszkodowania o wartości 1,7 mld. dolarów. Na to nie chcieli zgodzić się amerykańscy adwokaci.

5 kwietnia 2000 negocjator rządu USA, Stuart Eizenstat przekazał, że dopracowano szczegóły porozumienia. Koncerny i rząd RFN zgodziły się wyłożyć 5 miliardów euro, w zamian za co USA zagwarantowały niemieckiemu przemysłowi "pokój prawny".

Polacy dostali więcej, ale to wciąż były ochłapy

Polska dostała z tego około miliarda dolarów, co stanowiło najwyższą kwotę odszkodowania dla innych państw, z których Niemcy zmuszali ludzi do niewolniczej pracy. Fundacja "Polsko -Niemieckie Pojednanie" do 2006 wypłaciła więc 484 tysiącom osób około 3,5 miliarda złotych (przed denominacją). Jak jednak podsumowuje Andrzej Krajewski, "w porównaniu z rocznymi przychodami niemieckich koncernów – oraz tym, ile wynoszą uczciwie zarobki za kilka lat pracy dla nich (o doliczeniu życiowych tragediach nie wspominając) – nadal były to jednak ochłapy".

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM WYDANIU MAGAZYNU DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ>>>